Pojechałem masterem w trasę. I po kilkunastu km zaświeciła się kontrolka ładowania, więc zawróciłem. Z wielkim wysiłkiem, bo bez wspomagania. Pod firmą, pod którą o własnych siłach dojechał (na szczęście, tym razem nie trzeba było go zholowywać) pasek wielorowkowy okazał się wyglądać jak przepuszczony przez maszynkę do mielenia mięsa. Przepakowaliśmy się na lublina, który na spokojnie dojechał, gdzie trzeba. Jeszcze jakiś kierowca wywrotki popatrzył jak na ufo, że on tu ciśnie ponad stówę, a tutaj takie coś go wyprzedza...