Co do wsi- u nas chyba zawsze tak było. Swego czasu moja babcia była lekarzem w okolicach Staszowa, bo dziadek pracował tam przy budowie kopalni siarki, a później przy projektowaniu udoskonaleń (dziadkowie oboje byli z miasta). Wśród okolicznych rolników panowały specyficzne zwyczaje, o których babcia dowiedziała się, kiedy trafił się pacjent poważnie chory, jeszcze co gorsza była to choroba zakaźna.
Jak przyjechała do pacjenta, to leżał w łóżku, duża czysta izba, dobre warunki.
Za parę dni przejeżdżała obok, wchodzi, a tam pacjenta nie ma, pustki. Okazało się że pacjenta w reprezentacyjnej izbie umieścili tylko na wizytę lekarza, a zaraz potem przenieśli na dół, gdzie w wszyscy siedzieli ściśnięci w brudzie i smrodzie, bo takie tam były zwyczaje- ładna izba na górze była tylko na pokaz i jej na co dzień nie używano, tylko wszyscy siedzieli w jednej gdzie był brud. Oczywiście babcia zrobiła im awanturę, że to nie są warunki dla chorego i że nie mogą być z nim w jednej izbie bo za chwilę wszyscy będą chorzy.
Zresztą to nie była tylko cecha naszych chłopów, przecież szlacheckie "zastaw się, a postaw się".
Teraz siedzę w Anglii i po zwiedzaniu miasta i różnych dzielnic widać że ludzie mają tu zupełnie inne podejście, do samochodów przynajmniej.
W dobrych brytyjskich dzielnicach, gdzie są ładne domy wolnostojące, przed tymi domami przeważnie stoją nowe, ale małe autka typu, Ford Fiesta czy Peugeot 208, nawet całkiem małe jak trojaczki z Kolina, jakieś małe Suzuki, czy nissan. Rzadko widuje się auta kompaktowe, typu Focus, czy Civic. Czasem jakieś małe Volvo.
Duże limuzyny są rzadkością, tu prawie nie ma BMW ani Mercedesów (właściwie Mercedesa widziałem chyba tylko raz i jechał nim jakiś kolorwy), już częściej przed takim domem obok jakiegoś małego Peugeota stoi stare ciekawe auto, jak Mazda MX-5, Toyota MR2 albo jakiś stary Jaguar.
Na ulicach gdzie mieszkają mniej zamożni Brytyjczycy, wybór samochodów jest podobny, tylko że te małe autka są nieco starsze, i o ile w tych zamożnych dzielnicach czasem gdzieś stoi jakieś BMW, albo większe Volvo (zwłaszcza te drugie często są starsze), to w tych biedniejszych już są wyłącznie małe samochody, segment B maximum.
Co innego jeżeli pójdzie się do dzielnicy arabskiej, tam jest brudno i ponuro, za to na dystansie 500 metrów przed tymi brudnymi domami stoi więcej BMW i Mercedesów (na oko 10-15 letnich), niż można znaleźć przechodząc wzdłuż i wszerz 20 ulic w brytyjskiej dzielnicy willowej.
Wydaje mi się że kolega Buźka, jeżeli mieszka na prowincji, jeszcze w małej miejscowości, to może tam się czuć po prostu osamotniony, bo myśli inaczej niż ludzie się tam mieszkający.
A żaden normalny człowiek bez towarzystwa nie wytrzyma, a jeżeli już, to sam zdziwaczeje. Jest to opisane w psychologii.
Jeżeli umiesz wszystko, to może powinieneś pomyśleć o przeprowadzce do miasta? Możliwości duże, jak się chce pracować i umie myśleć to można sobie znaleźć dobrze płatny zawód, a im większe miasto, tym więcej potencjalnych miejsc pracy i zleceń. Na mojej ulicy w Będzinie dwa warsztaty dopiero co zatrudniły nowych ludzi, okoliczne fabryki łożysk itp. robią przez pracowników łapanki po sklepach, mnie dwa razy proponowano pracę po tym jak usłyszano rozmowę o naprawie zacisków hamulcowych. Znajomi narzekają że ciężko znaleźć elektryka. Do hydrauliki i prac remontowych w ogóle nie idzie kogoś znaleźć, wuj już 1,5 roku szuka hydraulika który by się podjął wymienić rury w jednej ścianie, a do remontów są terminy na 1,5 roku naprzód.