Mianowicie Caro 1,6 abimex po wyłączeniu zapłonu dalej sobie pyrka.
Świeci się tylko kontrolka akumulatora i silnik pracuje sobie z wolniejszymi nieco obrotami jak przy włączonym zapłonie. Ponieważ jeżdżę naturalnie na gazie więc nie wiem czy dotyczy to także benzyny. Nie dzieje się to zawsze. Czasem przez trzy dni nie dziele się nic takiego a potem w ciągu jednego dnia np 5 razy... Po wyłączeniu zapłonu silnik pracuje od kilku do kilkudziesięciu sekund. Dotychczasowy rekord to 1,5 min. Nie zauważyłem żadnego związku z innym urządzeniem czy pogodą nawet. Przeczyściłem świece, które i tak były czyste i nic więcej nie mam pomysłu. Gdy podczas pracy bez zapłonu włączę go to podnoszą się obroty. Po wyłączeniu znowu trochę spadają i pyrka dalej. Nie odkryłem jak dotąd sposobu na jego zgaszenie oprócz zadławienia po prostu. Muszę czekać, aż sam będzie miał na to ochotę :mrgreen:
To co ? Osiągnął świadomość i daje mi o tym znać, że ma własną wolę ? Ja jestem z natury niesubordynowany i zawsze miałem kłopoty przez to z przełożonymi ale żeby silnik tak się przywiązał do właściciela, żeby go w tym naśladować to jeszcze nie słyszałem.
Ma ktoś pomysł jak go przywołać do porządku ?
Dołącze się.
Też mam takie coś w trucku plusie (wersja roy) z 1997r. Auto nie widziało nigdy LPG, jest bezwypadkowe, żadnych " modów" w elektryce nie ma. Wtrysk mono boscha,
Po wyłączeniu stacyjki, silnik pracuje normalnie, można jechać sobie bez problemu.
Świeci się kontrolka ładowania, silnik dopiero gaśnie na włączonych światłach, wciśniętym stopie lub włączonym wstecznym (chodzi o świecące się żarówki z tyłu)
Nie za bardzo wiem o co Chodzi, nauczyłem się co prawda już do tego aby go gasić wciskając hamulec, no ale tak być nie powinno.
Kostka stacyjki jest nowa, gdyż stara padła (ale na starej to samo było), jest tak już od zawsze, od kąd mamy auto, czyli jakieś 5lat.