Tak opiszę przypadłość mego roverka, był czas , że temperatura dochodziła lekko ponad 70 stopni, po wymianie termostatu na jakiś patentowy z USA zaczęło szaleć. To jest tak , że dochodziła do 110 stopni. Ale właśnie dziś podczas jazdy z Warszawy zauważyłem , że jak obroty są ponad 4 tyś. to temperatura spada do 70 stopni, a jak podjadę poniżej 4 tyś. to rośnie do 110 stopni. No i zagwozdka jest co może być, czy ten amerykański wynalazek jest durnowaty. Aha jak go sprawdzałem we wrzątku to mi się wydawało , że ma za mała szczelinę po pełnym otwarciu, a pisało na nim 195 F, co na nasze oznacza gdzieś tak 90 C. Jak by ktoś miał jakiś pomysł co to może być za problem.