Ja jestem fanem prostoty i bezawaryjności, przy czym przez awaryjność rozumiem skłonność do nagłych usterek, uniemożliwiających dalszą jazdę i niemożliwych do usunięcia "w polu". Podejrzewam, że właśnie dlatego polonezy z silnikami OHV są coraz bardziej popularne wśród miłośników marki. Coraz mniej osób brandzluje się roverem - o francuskim dieslu nawet nie wspomniawszy.
Ale trzymajmy się tematu.
Otóż, postanowiłem zgłębić temat trakowych szczęk i pokuszę się o stwierdzenie, iż nie są one takie znowu jednorazowe, jak mi sugerowano. Przynajmniej w sytuacji, kiedy pierścienie są już popękane - można jeden z nich wyjąć, następnie samoregulator przesunąć w interesujące nas położenie i z powrotem wsadzić pierścień. Niezbędne może okazać się imadło oraz klej typu kropelka.
Przy okazji, zauważyłem ciekawy paradoks. Na popularnym portalu aukcyjnym - nowe szczęki po trzydzieści parę złotych za komplet, a same okładziny po jedenaście za sztukę. I ludzie je kupują!