Więc skoro zacząłem to wypada uzupełnic dane do zakończenia byc może tego problemu.
Mianowicie w końcu zdarzyło się tak, że wyjeździłem cały gaz w zbiorniku i korzystając z okazji wykręciłem elektrozawór z reduktora. Wcześniej z braku czasu nie brałem się do tej strasznie skomplikowanej operacji zakręcania gaziu... :mrgreen:
Więc pomimo tego, że niespełna dwa lata temu, jakieś 20000 km temu czyściłem cały reduktor i wymieniałem membrany to zawór był tak zasyfiony jakimś spalonym olejem, który jak klej łączył ruchomy element wewnątrz obudowy. Po wyczyszczeniu kilka dni temu nie zdarzyło mi się, że nie chce zgasnąc oraz mogę już odpalac znowu na gazie pomimo zimnego silnika. Wszystko wskazuje na to, że to zawór był powodem, że silnik nie gasł bo nadal dostawał gaz. Jednak pozostaje jeszcze kwestia dlaczego pracował bez iskry (teoretycznie bo może tam też coś zepsute jest). Teoria o rozgrzanym silniku i samozapłonie niestety nie pasuje bo zdarzało się tak też na zimnym, no może lekko ciepłym takim na 50 * silniku. I jeszcze dlaczego ta cholera tak nagle z dnia na dzień zbuntował się - tzn ten zawór - bez wcześniejszych oznak typu sporadyczne zawieszanie się. I dlaczego tak równo 50* potrzebował, żeby puścic gaz ? Wtedy z kleju robił się znowu olej ?
Biorąc pod uwagę to, że zawór zaczął się zacinac jakieś pół roku temu czyli po jeszcze mniejszym przebiegu i czasie niż wyżej podałem to powstaje pytanie co za świństwo ja tankowałem ?
! I co zostało po niemal nowych membranach...