.Jak ktoś ma sprawne auto, bo dba o nie z myślą o bezpieczeństwie swoim i swoich bliskich, to co zmieni w tym temacie głupia pieczątka?
Najwyraźniej nie próbowałeś patrzeć na ten problem z punktu widzenia zarządzania tysiącami, czy milionami samochodów.
Jak się spotyka dwóch ludzi, to od tego co się stanie zależy ich moralność, ale jak już organizowała się wioska dla wspólnej obrony, zbierania żarcia itd. to musiała istnieć jakaś rada starszych która pilnowała żeby ludzie we wiosce przestrzegali pewnych zasad- niekoniecznie wcale chodziło o płacenie haraczu, ale to co należy do kogo i kto ma rację w danym sporze, żeby to załatwiać pokojowo i żeby wspólnota mogła istnieć.
Po to jest prawo, sądownictwo i policja, żeby w państwie był porządek i dało się współżyć z innymi, nawet jeżeli jest jakiś odsetek idiotów, cwaniaków i potencjalnych zbrodniarzy.
Tak samo: po to są m.in. ograniczenia prędkości, czy przeglądy okresowe żeby w jakiś łatwy sposób dało się utrzymać jako takie bezpieczeństwo na drogach. Bo może ty potrafisz drogę do Koniakowa przejechać trzy razy szybciej niż inni, i dbasz o auto sam z siebie, ale nie ma żadnej gwarancji że ktoś inny będzie umiał tak jeździć ani dbać chciał i umiał dbać tak samo, więc trzeba coś wymyślić żeby te kilka mln samochodów i kierowców było w miarę bezpiecznych, więc od tego są ograniczenia prędkości pod blondynki w tipsach i ciężarówki na bieżnikowanych oponach, i przeglądy.
A policja nie może kontrolować sprawności samochodów, bo nie da się wyszkolić całej drogówki w mechanice, i nie stać nas na to żeby policja siedziała pod każdym autem kilkanaście min. żeby wszystko sprawdzić, a poza tym, chciałbyś np. jadąc do pracy policjanci wyszarpywali ci zawieszenie i tarzali się pod autem (np. przez 15 minut) żeby sprawdzić czy jest sprawne? Poza tym byłaby to b. korupcjogenna sytuacja, policjanci mogliby się np. upierać że masz luz na zawieszeniu, chociaż nie możesz go mieć bo dopiero co wszystko wymieniłeś, i co wtedy?
Po przeczytaniu Twojego kolejnego posta, to tak sobie myślę, że idealnie byś się odnalazł administracji państwowej.
Po pierwsze, to nie wiesz na czym polega praca administracji państwowej: Administracja wykonuje ustawy uchwalane przez Sejm i rozporządzenia do ustaw wydawane przez właściwego ministra, a nie zastanawia się jak utrudnić ludziom życia. Oni tylko są trybikami które egzekwują głupie przepisy wymyślone wyżej, a ich wina ogranicza się głównie do nadgorliwości albo czasami nieumiejętności zrozumienia przepisów, albo tego że ktoś chce coś ukraść, względnie wyrobić normę, bo debil minister (lub co bardziej prawdopodobne, ktoś z jego kancelarii) z góry założył że trzeba udupić konkretną liczbę osób za to czy tamto.
A po drugie, to pracowałem w administracji państwowej przez miesiąc i jeden tydzień, i uciekłem stamtąd bo poza tym że miałem poczucie bezsensowności pracy, to jeszcze mi się tam nudziło i wkur##$@ mnie charakter roboty. Choć bywało i zabawnie, np. jak organizator zawodów we wspinaczce w dzień zawodów wysłał zapytanie czy może przed Muzeum Śląskim postawić kilkunastotonową ściankę i w dodatku wysłał zapytanie do złego wydziału- całe szczęście że chociaż próbował ubiegać o pozwolenie, bo gdyby po prostu tę ściankę postawił, to zawody odbyłyby się w kanalizacji pod poziomem chodnika.
Co do mandatów, to masz nawet rację, ale po pierwsze, to taki nowobogacki się zawsze wywinie, bo go stać na wszystko
Bez przesady, to nie USA, a poza tym nawet w USA jest jakieś prawo i nie wszystko zawsze da się wybronić. Zresztą, pomimo ewidentnych matactw- kradzieży akt sądowych i korupcji w sądzie rejonowym dokonanych przez bank, mój znajomy który pół roku temu nie miał na jedzenie i mu dawałem benzynę żeby do sądu mógł dojechać, wygrywa proces z bankiem. Nawet pomimo panoszącej się korupcji, da się winnego często dopaść, choć jest to b. trudne.
jak byle krawężnik ma zweryfikować, jakie gościu ma dochody? Musiałby chyba wprowadzać to w system, a dopiero ktoś inny by mu naliczał "należność" w stosunku do dochodu i mandat przychodził by delikwentowi pocztą, jak z pstryczka-elektryczka w żółtej skrzynce.
Przecież mandaty i tak są kredytowane. Karę naliczałby urząd skarbowy, a zapis o wartości samochodu dodałem po to żeby nawet zatajenie dochodu przez życie na firmowych lokalach, sprzęcie itd. nic nie dało. Np. zapis że za wykroczenie takie, a takie jest kara taki, a taki % dochodu rocznego, ale nie mniej niż taki, a taki % wartości samochodu którym popełniono wykroczenie (skarbówka nawet teraz nie ma z tym szacowaniem problemu). Powiedzmy że przekroczyłeś prędkość w terenie zabudowanym o 50km/h Polonezem wartym 3000zł. Naliczają Ci mandat w wysokości 1/6 wartości wozu czyli 500zł. Prezes jadący Mercedesem za 300 000 zapłaciłby 50 tys. zł.