Na pewno nie można było odłączać akumulatora przy pracującym silniku w Fiatach i Polonezach z elektromechanicznym regulatorem napięcia (wibrostykowym). Bez obciążenia alternatora te regulatory psuły się, nie pamiętam już, na czym myk polegał, na pewno te alternatory były samowzbudne i chyba bez obciążenia dochodziło w nich do przesycenia (nadwzbudzenia) uzwojenia wirnika i od tego, wiadome kłopoty mogły wynikać.
Trzebaby przepatrzeć uważenie obwody tych alternatorów z tym regulaotrem.
A odnośnie siadania diod w alternatorach - to potrafią one paść i podczas normalnej pracy alternatora, zwłaszcza jak się ma Poloneza 1.4 MPI i alternator Magneti-Marelli, które były pod tym względem bardzo wrażliwe i często zawodziły, co i mnie na trasie, cztery lata temu, osobiście spotkało - pan alternator raczył sobie skopcić (przebicie) dwie z trzech diod prostowniczych. Jakoże żadna, ani dodatnia, ani plusowa, wymienne nie są, trzeba było kupować cały kompletny prosotwnik i zmieniać go w alternatorze, co wiązało się z koniecznością odlutowania go od końcówek stojana. Jedną lutownicą nie dałem rady tego zrobić, dopiero dwoma równolegle.
Po dziś dzień jest spokój z nim, ale nie znam ni dnia, ni godziny, kiedy znów sobie diody trzasną.