Witam.
Jechałem kiedyś normalnie przez miasto i zatrzymałem się na czerwonym świetle, światło zmieniło się na zielone, ja puściłem sprzęgło i dodałem gazu, a tu Poldek zgasł i znikł cały prąd - kontroli pogasły i nie reagował na próby kręcenia stacyjką. Zepchnąłem grata na bok, zadzwoniłem po kumpla. Podłączyliśmy jego akumulator zamiast mojego - kontrolki jakimś cudem już świeciły. Gdy przekręciłem kluczyk w pozycje "go go go" to wszystko zaś pogasło. Przełożyliśmy akumulator do jego zapalonego auta żeby się trochę podładował i za 10 min znowu spróbowałem, ale zanim to zrobiłem to zauważyłem że mała wtyczka od rozrusznika (to chyba rozrusznik jest:)) była wypięta, więc ją wpiąłem na miejsce i tym razem zapalił. Dojechałem 50 m na parking pod sklep zatrzymałem auto i zaś samo zgasło wszystko. Nie pamiętam czy wtedy ta wtyczka była na swoim miejscu czy zaś wypadła... to było dość dawno.
Nie jeżdżę autem od tego czasu bo nigdy nie wiem kiedy to się stanie, raz mogę zajechać 15km i nic, a drugi raz nie mogę go w ogóle odpalić bo prąd znika.
Teraz po 3 miesiącach nie używania Poldka postanowiłem załadować akumulator i zobaczyć co się będzie działo. Podłączam go, popatrzyłem na małą wtyczkę - znów odpięta - magia czy co?! Wsiadam przekręcam kluczyk i... nic, całkowity brak prądu.
Sprawdzę co się będzie na innym akumulatorze działo gdy tylko będę miał taką możliwość to dam znać co i jak, ale trochę się boje, że go jeszcze popsuje
I tu pojawia się moje pytanie - co jest grane ?
