Witajcie, postanowiłem sobie zrobić wczasy na Ukrainie poldkiem, drogi są jakie są, ale jakoś można jechać. Parę razy wjechałem w jakąś dziurę, ale zaraz po się nic nie działo. Przed Tarnopolem jednak coś zaczęło mi stukać, po przenocowaniu pojechałem do wulkanizatora bo myślałem, że to koło. Zmiana opon i wyważenie na kołach z przodu nic jednak nie dało. Po przejechaniu na tym stukaniu łacznie około 80 kilometrów postanowiłem to jednak sprawdzić. Półoś dosłownie sobie latała! Mechanik od razu stwierdził, że to łożysko. Na szczęście Łada ma to samo więc z dostaniem nie było problemu. Goście zdjeli je jakoś bez palnika i nałożyli nowe. Niestety półoś się tak wyrobiła, że i to było lekko luźne. Ali tam jakieś spawki, żeby nie latało i wbili, tak samo zabezpieczenie. Pomijam fakt, że spawki potrafią osłabić półośkę bo na razie się nie ukręciła. Dojechałem do Kamieńca Podolskiego (około 100 km) i. Miałem wrażenie, że nadal słyszę lekkie stukanie, ale jakby bardziej równomierne. Odkręcam bęben i sprawdzam półośkę. Luzy minimalne, ledwie wyczuwalne. Teraz nie wiem co to.. Czy to opony, które mógł trafić szlag? Czy może coś innego się mogło pokrzywić? Dzięki z góry za rady.