Pod autem rano spotkałem czysty lód, rozhuśtałem wóz biegami ale nie wyjechał. Nie mogłem ruszyć a nikogo nie było w pobliżu więc założyłem łańcuchy - gad poszedł jak traktor od strzała, więc pogoniłem go po bocznych białych drogach na lodzie i pod górę w pełnej breji śniegowej. Wiadomo jazda jak po sznurku zero buksowania. Ale pod koniec jazdy zaczął dziwnie chodzić na boki i zrobiło sie cicho po prawej stronie i przestało podzwaniać. Zatrzymałem, ściągłem łańcuch z jednego koła, patrzę na drugim nie ma - zgubiłem

. Wrócilem się, jest, leży zakopany w śniegu.
Wnioski:
- łańcuch na koło potrafi się rozpiąć podczas jazdy (podskoczyłem na wybojach)
- można jechać na jednym kole załańcuchowanym ale auto traci stabilność... choć nadal ciągnie.
Ściągłem łańcuchy, pogoniłem kilkadziesiąt km, jadę, patrzę przed wiaduktem z drogą pod spodem - leży biały golf III w rowie. Wjeżdżam pod wiadukt z górki i z skrętem - elegancko wjechał pod wiadukt, dodaję lekko gazu wychodzac z zakrętu pod szerokim wiaduktem a tu gad w poślizg i idzie bokiem, odbijam kontrą, głupio uśmiechając się bo byłem na to przygotowany. Ale niestety zbyt długo trzymałem kontrę - więc poleciał bokiem na drugą stroną, znów noga z gazu i od razu założyłem kontrę nr dwa - upsssss.. wyszedł na prostą ale na lewym pasie. Ciekawe, jezdnia czarna...... a lód w 3 d..py.
Wnioski:
- "czarny lód" ma się dobrze jak zwykle, uważajcie chłopaki
