To był skrót myślowy.
Niemniej chciałbym zobaczyć tych wszystkich entuzjastów elektrowni atomowych jak się z dnia na dzień dowiadują, że muszą porzucić dom i cały swój dobytek bo uległ skażeniu i będzie można do niego wrócić za dwieście tysięcy lat. Na ogół zwolennicy owi są przekonani, że na nich to nie padnie. Ludzie gadają różne rzeczy jak to nie boją się skażenia, nie boją się nowotworów, nie boją się chorób i tak dalej, bo "na coś trzeba umrzeć" , "taka jest cena postępu" czy inne, ale jak mają coś osobiście przeżyć to natychmiast zmieniają zdanie i nagle domagają się leczenia albo odszkodowań.
Porównanie z autem jest całkiem chybione, bo pojedyncze najechanie przez samochód nie wywołuje konieczności ewakuacji w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Chodzi o skalę. Co z tego, że elektrownie atomowe statystycznie mają mało wypadków, skoro wystarczy tylko jedna taka jak w Czarnobylu żeby wywołać katastrofę? Teraz mamy Fukushimę, tysiące litrów skażonej wody w oceanie i nie da się nawet przewidzieć jakie będą tego efekty na dłuższą metę. Nie miałbym nic przeciwko EA, gdyby najpierw nasza technologia opanowała metody neutralizacji efektów wypadków.