Jestem po wymianie świec. No najlepsze, podjechałem pod garaż, godzinkę później chciałem wjechać, odpalam i po chwili słyszę jak pracuje jakby na jednym garnku (jednym), po chwili już nie dało się go uruchomić na benzynie. W trybie awaryjnym LPG zapalił od obrotu. Zacząłem wszystko rozbierać zaczynając od świec. Stare BKR6E sprawdzone - na jednej iskra niebieska natomiast na trzech pozostałych iskra żółta jak ogień - kolor kawa z mlekiem.
Szukam więc dalej, sprawdzam ciśnienie na garnkach wyniki:
I - 13,5
II - 13,0
III - 12,0
IV - 14,0
Wiem, mało na III ale K-seria pali nawet jak ma po 8, szukam dalej.
Sprawdzę ciśnienie paliwa, pomyślałem, odkręcam więc filtr i spuszczam ciśnienie do naczynia. To co zobaczyłem przeszło moje oczekiwania. Jasna, zamglona maź osadza się na dnie zbiorniczka w proporcji pół na pół z benzyną. Spuszczam coraz więcej a benzyny coraz mniej. Po chwili leci sama woda. Ogółem wypompowałem ponad 2L (pełna butelka PET) czystej wody ze zbiornika. Z moich obliczeń wynikało, że w baku powinno być około 14L paliwa. Spuściłem więc całą wodę aż pompa zaczęła podawać czyste paliwo. Do zbiornika dolałem 11L paliwa i pół litra denaturatu.
Dokręciłem świece momentem 30Nm, wyczyściłem listwę z paliwa (zdemontowałem tylko jeden wtrysk), wymieniłem olej i filtry i złożyłem wszystko do kupy. Odpalił po kilkunastu kręceniach i wydawało się, że wszystko gra. Jednak nie, silnik pracował do pełnej temperatury roboczej i po pierwszej jeździe okazało się, że pod obciążeniem nie pali na któryś cylinder, po chwili na niskich obrotach już kulał. Odpinałem wtryskiwacze po kolei i na IV cylindrze brak reakcji.
Nie wiem za bardzo co teraz, czy wtrysk mógł się zatrzeć przez wodę? Między listwą a pompą jest filtr paliwa więc paproch to chyba nie jest.
Najlepsze jest to, że bak, przewody paliwowe, przewód wlewowy wymieniony max 4 miesiące temu i spalił w sobie około 50L paliwa.
jestem mułem bagiennym