Siedzę i siedzę, a nie pokazałem jeszcze, czym jeżdżę. Następca zielonego trupka, "camela":
Który umarł za moje i pewnego blacharza grzechy:
Nauczony tym mało przyjemnym korozyjnym doświadczeniem, udało mi się znaleźć idealne blacharsko caro, takie jakie chciałem, minus na szerokim zawiasie z lucasami. Post z FSO AK z grudnia 2016:
Ot, zwykłe caro, ale jak ciężko było znaleźć niezgnity, ciekawy egzemplarz w ogłoszeniach, to chyba każdy, kto usiłował ostatnio kupić ładne caro, wie . "Święty" ze względu na dosłownie worek modlitewników, krzyży, ŚW. Krzysztofów i innych świętych obrazków, które z niego wyrzuciłem z niego wczoraj, ale ciągle znajduję nowe w różnych, dziwnych miejscach :570:
Historia zaczyna się tak, że moje wąskie caro, przerobione na akwarium u znanego partacza z Krakowa zgniło kompletnie, zamaskowane biteksem tylne podłużnice nie zdradzały, że coś się z nimi dzieje do czasu uderzenia w nie młotkiem. Musiałem podjąć decyzję o kasacji i poszukiwaniu innego auta.
Po długim czasie siedzenia codziennie na otomoto, sprzedajemy.pl, OLX-ie i innych portalach znalazłem w końcu interesujący egzemplarz. Szukałem caro na szerokim zawiasie, z abimexem, hamulcami lucasa, więc w grę wchodziły roczniki 1995-1997. O dziwo mamy wysyp pięknych wąskich caro i szerokich, ale na starym systemie hamulcowym, takiego jak sobie wybrałem ciężko było znaleźć.
Po obejrzeniu trzech trupów, pojechałem na wieś Trześnia oglądać ten samochód. W drodze byłem pewien najgorszego: wieś zabita dechami, właściciel mówi jak pijany, nie potrafi opisać stanu auta od strony blacharskiej oprócz słów "igła". Byłem pewien, że tracę czas i wrócę wściekły do Katowic, marnując znowu czas i benzynę.
Po wtoczeniu się na podwórko, przywitał mnie zionący alkoholem właściciel, w kurtce ubrudzonej krwią po świniobiciu :lol: No to myślę "k... pięknie, pięć minut, zerknę i spadam stąd". Facet odpala auto, słyszę urwany tłumik i rozregulowane zawory. Ale zerkam pod auto... zdrowe, nawet uchwyty podnośnika nie są zardzewiałe. Oglądam podłogę - cała, oglądam podłużnicę, pukam we wszystko - wygląda na to, że zdrowe, oglądam doły drzwi - zdrowe. Świeciłem latarką wszędzie, i póki co jedyna korozja, jaką znalazłem, to jedna siekierka błotnika i plamka przy plastikach osłaniających progi. Wszystkie profile zamknięte w aucie są zalane litrami wosku, w miejscu zamieszkania właściciela nigdy nie sypali soli na drogę, może to był klucz do przeżycia tego auta . Przebieg to 75000 km.
Jazda przypominała typowe poruszanie się burakowozem. Metr mułu na desce, na wykładzinie, wszystko w kurzu, piachu. Ale o dziwo most nie wyje ani trochę, wał nie wibruje, hamulce "brzytwa", silnik przyspiesza świetnie, pracuje równo. Jedynie układ kierowniczy, mimo większości świeżo wymienionych części w przednim zawieszeniu ma spory luz i chodzi ciężko, termostat otwarty non-stop, światła świecą gdzieś w kosmos, tylna wycieraczka nie działa. Setki krzyży, wisiorków i świętych Krzysztofów na desce i szybie utrudniały mi obserwację drogi i znalezienie przełączników, ale dało się przeżyć :lol:
Następnego dnia przyjechałem odebrać auto (właściciel znowu był na gazie, ale pocieszny chłop, wesoło się rozmawiało na temat odbierania auta z polmozbytu i dawnych czasów, kupowania wartburgów i maluchów w głębokim PRL-u :D) i wróciłem nim spod Wrocławia do Katowic.
Auto generalnie zdrowe blacharsko (chyba, że pod plastikami progów coś znajdę, ale liczę na to, że nie, skoro podłoga i cała reszta zachowała się w tak ładnym stanie), do odgnojenia. Przez następne tygodnie czeka mnie wymiana wielu mechanicznych pierdółek, spawanie wydechu, wymiana wszystkich filtrów, olejów, płynów jakie tylko są, ustawianie zbieżności, mycie silnika i pranie wykładziny (fotele wymienię, albo wrzucę pokrowce, żeby to jakoś wyglądało - ma ktoś może fotele i kanapę w tym wzorze tapicerki na sprzedaż?), potem szukam kogoś, kto wykona w tym aucie od nowa solidną konserwację na lata.
W międzyczasie została zrobiona konserwacja profili i płyty podłogowej środkami Mike Sanders, ogólne ogarnięcie auta, wymieniłem fotele, dokonałem wiele koniecznych napraw i regulacji, standardowa wymiana olejów, płynów, naprawa chłodnicy, "odchamienie" samochodu, doszły nowe reflektory i migacze, wymieniłem zardzewiałą siekierkę, zamontowałem nowy układ wydechowy (fuzja caro+borewicz, do pierwszego tłumika caro, dalej stary układ) i wiele innych rzeczy, których już nie pamiętam... Pierwszego dnia w zimie już w nim kręciłem
.
Stan początkowy:
Konserwacja:
I parę w miarę aktualnych zdjęć:
Najświeższe:
Nowa tapicerka:
Nie mogę wieszać na ścianach, to wyniosłem do garażu:
Ojej, chyba się nie zgadza rocznikowo:
Z moim drugim pożeraczem czasu i pieniędzy:
I na razie tyle. Silnik pracujący równo, po dobrym rozgrzaniu i naprawie wydechu, jak się okazało zaczął rozrzucać panewki, zalanie olejem 10W60 pomogło trochę na wrażenia akustyczne, ale kupę pieniędzy w tym tygodniu poszło na części do silnika "poabimexowy" z camela o przebiegu jakichś 170kkm, który dostanie kompletny, całościowy remont bez kompromisów (mam nadzieję, bo nie mogę znaleźć nowej klawiatury/koników w sensownej cenie), nowy sterownik gazu bingo-M, nowy parownik i liczę, że będzie idealny do jazdy na co dzień, z pominięciem zimy, kiedy to jeżdżę jak emeryt - jak ktoś lub coś mnie do tego zmusi, a po każdej jeździe schylam się pod podwozie sprawdzić, czy coś czasem nie zrobiło się rude.