Witam

przydarzył mi się dosyć nieoczekiwany(|przynajmniej dla mnie) problem. Mianowicie: któregoś pieknego wieczoru wracając do domu coś nagle zaczeło niesamowicie wyć pod maska do domu nie daleko wiec be problemu dojechałem. Rano zdjąłem pasek i okazało się ze to alternator jest temu winien bo obracał się z wielkim trudem wyjąłem go rozebrałem zmieniłem łożysko od strony koła pasowego i poskładałem
składając ukręciłem jedna śrubę łącząca obie połówki wiec wstawiłem stalowa. Wszystko poskładane kreci się pięknie wiec zakładam podpinam odpalił z pewnym trudem ale to chyba normalne po długim staniu i zresetowanym komputerze. odpalajac miałem włączony kierunkowskaz i lampka ładowania akumulatora delikatnie żarzyła się przeciwstawnie do błysków kontrolki kierunków trwało to kilka sekund i ustało potem spróbowałem włączyć światła i polduś zgasł dalo sie usłyszeć jakieś brzęczenie jakby przekaźnik z okolic zegarów.
odpaliłem drugi raz bez problemu pochodził chwilkę włączył się wiatrak dopaliłem światła i awaryjne zeby sprawdzić czy jest to spowodowane obciążeniem przez chwilke światła delikatnie przygasały w rytm kierunków a potem całkowicie całe zasilanie padło!
jedyne co się swieci to kontrolka od instalacji gazowej ale to chyba dla tego ze jest wpięta pod akumulator bezposrednio, w pewnym momencie jak tam sobie po cienku siedziałem zabłysła lampka o świetlenia kabiny (drzwi były cały czas otwarte) spróbowałem włączyć zapłon i nadal nic

zgasło wszystko
w zwiazku z tym ma pare pytań
1 czy zamiana śruby łaczacej obudowę alternatora na stalową ma jakieś znaczenie w pracy alternatora (dodam ze sprawdzałem czy originalna ma jakieś specjalne właściwosci magnesem --- obydwie były przyciągane przez magnes)
2 czy zamiana miejscami dwóch przewodów mogło dać taki efekt? jeden przewód idzie do diod drugi gdzieś z wiązki
rozpisałem najdokładniej jak mogłem, bardzo proszę o pomoc