Moja niedzielna przygoda:
Jechalem sobie spokojnie odwiesc siostre na dworzec kolejowy. W polowie drogi zapalila mi sie lampka ladowania wiec sie zatrzymalem, zagladnolem pod maske, pasek mam miejscu byl, poruszalem nim, wszystko ok.
Mysle moze alternator siada albo kij wie co. No wiec dalej w droge. Bylem juz prawie na dworcu, temp podskoczyla, mysle cieplej sie zrobilo a ja mam przyslonieta chlodnice lekko to sie zagrzal. 120 pokazuje, no ale nic olewam to.
Wysadzilem siostre i wracam do domu. Tak troche przegonilem dziada w nagrode ze sie zagrzal (idiota), dojechalem na parking, wysiadam aby otworzyc brame a tu spod silnika w miejscu gdzie jest katalizator leci taki piekny siwy dym. Sie troche wystraszylem, wjechalem predko na swoje miejsce, zgasilem silnik. Ogladam auto, spoko juz sie nie dymi. No to lotka do domu po ojca ale ten do pracy juz pojechal.
Polecialem wiec spowrotem zobaczyc co i jak pod maska. Caly silnik zalany plynem chlodniczym, i urwany pasek klinowy lezacy sobie gdzies tam.
Pasek zwezyl sie o dobry milimetr i rozerwalo go. Rozmiar paska byl dobrze dobrany wiec
w tym kraju mechanicy nawet paska napedu alternatora nie potrafia wymienic tak jak nalezy. cenzura partacze skasowali 20PLN na wymiane a nawet alternatora pozadnie nie potrafia dokrecic. Ja w rowerze mocniej kola dokrecam niz oni dokrecili mi altka.
Pasek to akurat najmniejszy problem bo jego to latwo wymienic.
Ciekawi mnie natomiast ktoredy moglo wywalic plyn chlodniczy? Weże ogladalem i sa cale, zbiorniczek wyrownawczy rowniez. Slady wycieku plynu sa po lewej stronie komory silnika miedzy zbiorniczkiem wyrownawczym plynu chlodniczego a silnikiem.
Olej na bagnecie i na korku wlewu ma normalny kolor wiec mam nadzieje ze nie poszlo nic plynu do silnika.
Oproc zalozenia nowego paska (co zrobie samodzielnie z pomoca tatusia), dolania plynu chlodniczego musze jeszcze posprawdzac przed odpaleniem lub co ewentualnie przyobserwowac po uruchomieniu (o ile odpali) silnika?