Zakładam ten temat żeby ludzie mieli się z czego pośmiać, a dokładnie z ludzkiej głupoty bo chyba drugiego takiego przypadku z wierceniem w numerach nadwozia nieprędko się spotkamy. :lol:
To tak mój polonez został zakupiony w listopadzie 2001 roku. Pierwsza rejestracja 13/11/2001. Miał wtedy fabryczny numer VIN. Zmiana tego numeru nastąpiła tydzień później. Właściciel kupił to auto na kredyt. W tamtych czasach zakup na kredyt oznaczał dodatkowe zabezpieczenie pojazdu (w tym przypadku alarm).Mój polonez został skierowany na założenie alarmu do miejsca zakupu (Polmozbyt Kraków). Około 19/11/2001. W miejscu tym podczas montażu tegoż alarmu mechanik wiercił "otwór mocujący alarm"(Załącznik 1), szkoda tylko że matoł robił to w miejscu gdzie znajduje się numer nadwozia VIN (Załącznik 2).
Na załączniku numer 3 widzicie co stwierdzono podczas oględzin tego pojazdu. Ale najśmieszniejsze jest to że wiercenie w numerze VIN miało na celu jakieś mocowanie alarmu. A cały alarm jest po drugiej stronie komory silnika (Załącznik 4).
Poza tym zamknięcie maski powoduje, że pomiędzy nią a VIN-em prawie nie ma przestrzeni. Więc czym kierował się ten mechanik podczas takiego zabiegu zostaje wielką tajemnicą. Auto fabryczny numer nadwozia posiadało dobry tydzień. Na spotach w Warszawie ludzie mieli z tego niezłą polewkę, więc uznałem że niech inni też się pośmieją. :D
Pozostawiam waszej ocenie dzałania "mechanika".
Najlepszy komentarz jaki dotychczas o tym słyszałem padł od Brudnego: Chciałbym wywiad przeprowadzić z tym człowiekiem.
Załącznik 1:

Załącznik 2:

Załącznik 3:


Załącznik 4:
