W latach 1997-2000 kończyłem Technikum Samochodowe i praktyki mieliśmy w różnych serwisach samochodowych przy dilerach - od Daewoo-FSO przez Hondę do BMW. Jako uczniowie częstą praktyką było że przygotowywaliśmy auta do sprzedaży.
W 90% przypadków FSO czyli Polonezy, Lanosy, Nubiry i Leganzy oraz w 100 % w Hondzie i BMW folie MUSIAŁY zostać zdjęte przed opuszczeniem stanowiska "przegląd zerowy". Takie były czasy, klienci byli coraz bardziej wybredni, auta musiały być czyste, bez naklejek transportowych, zabezpieczeń, folii i innego fabrycznego zabezpieczenia. Innymi słowy jeżeli auto szło "do wydania" foliowanie było ściągane. Ptzynajmniej ten diler tak robił (miał Daewoo- FSO i BMW na raz

).
Teraz jest to oczywiste, osobiście w ostatnich latach odbierałem kilka nowych aut i zawsze auta po przyjeździe transportu do dilera były zafoliowane (mam takie zboczenie zawodowe że gdy kupuję nowe auto żądam zawsze oględzin auta w momencie tuż po zjeździe a lawety), a w momencie gdy wyjeżdżałem z salonu folii żadnych nie było. Poza tym folia na autach polskiej produkcji była cieniutka i po KILKU tysiącach km jeżeli nawet została była przeważnie w tragicznym stanie że ludzie zdejmowali ją przynajmniej z przednich foteli.