Sprawdź zaciski hamulcowe na prowadnikach, zrzuć je najlepiej i dokładnie wyczyść prowadniki i ich gniazda w jarzmach zacisków, przesmaruj lekko towotem czy samarem litowym i załóż. Wciśnij zaciskiem stolarskim tłoczki do oporu, załóż zacisk i sprawdź, czy daje się wtedy przesuwać na prowadnikach siłą jednej ręki, powinien zupełnie bez oporów latać.
Sprawdź też klocki w gniazdach jarzm. Przy zdjętym zacisku hamulcowym, włożony w gniazdo jarzma klocek powinien tam wchodzić bez zupełnych oporów i powinien dać się stamtąd wyjąć dosłownie jednym palcem. Jeśli tak nie będzie - to gniazda wąsów klocków w jarzmach do porządnego wyczyszczenia oraz może wąsy klocków do podpiłowania.
Sprawdź też, czy tłoczki nie ciekną. Osłona przeciwkurzowa powinna być cała i nie ma prawa zupełnie tam nic cieknąć, ma być suchutko. Jak cieknie - to uszczelnienie tłoczka do wymiany, a on sam do oceny, czy nie jest już zatarty.
Jeśli pedał hamulca ma "skoki" - to bezwzględnie układ hamulcowy do szczegółowego przejrzenia, może być przewód giętki pęknięty w środku i płyn ucieka pod pancerz i przewód "puchnie". Jeśli jest skok na pedale, to tylne hamulce do przeglądu, a konkretnie - luz na szczękach. Z mojego doświadczenia wiem, że samoregulatory szczęk nie działają zazwyczaj i trzeba luz na nich regulować ręcznie, śrubokrętem, pokręcając nakrętkę zapadkową na rozpieraczu. Podczas tej regulacji hamulec ręczny musi być odpuszczony, najlepiej, jak linkę na śrubie napinacza odpuści się tak, żeby wisiała. Ja reguluję tak, że pokręcam co ćwierć obrotu tą nakrętkę i zakładam na "krótko" bęben, sprawdzając, czy już się zakleszcza, czy jeszcze jest luz. Jak zaczyna się blokować, to odkręcam w drugą stronę nakrętkę i już. Oczywiście bębny nie mają prawa mieć zużycia, tj. progu w czaszy ślizgowej. Generalnie przy sprawnych hamulcach są one wieczne i powinny wytrzymać całe życie samochodu (200 kkm co najmniej). Przy napinaniu linki trzeba wcześniej sprawdzić, czy dźwignie rozpieracza szczęk od hamulca ręcznego dobrze wypchnęły na zewnątrz kołki awaryjne, tj. takie plastikowe kołki, które opierają się o koniec dźwigni rozpieracza, służą one do awaryjnego "odpuszczenia" zablokowanych czy zakleszczonych szczęk, stuka się w nie młotkiem (nie za mocno).
Raz na rok, dwa, warto tylne hamulce rozebrać w atomy, zdjąć szczęki, rozebrać mechanizm samoregulacji na części pierwsze, wyczyścić, lekko nasmarować gwinty rozpieraczy, podgiąć blaszkę zapadki, posmarować lekko miejsca opierania się szczęk o czaszę tylną, itd..
Układ hamulcowy po tym trzeba będzie porządnie odpowietrzyć. Przyda się do tego wężyk igelitowy o długości jakichś czterech metrów, by sięgał od odpowietrznika do zbiorniczka płynu. Należy go założyć na każdy odpowietrznik, drugi koniec skierować do zbiorniczka płynu hamulcowego i przepompować kilkunastoma pompnięciami pedału hamulca (szybkie naciskanie i powolne puszczanie). Mogą być kłopoty z odkręceniem odpowietrzników tylnych, zazwyczaj się urywają. Przy odpowietrzaniu na "pętlę" konieczność odpowietrzania nie ma znaczenia i nikt postronny nie będzie w tej czynności potrzebny.
Masz też przewód podciśnienia serwa do sprawdzenia, także zaworek zwrotny na nim (o ile jest, nie pamiętam już). Jeśli z serwa coś burczy, możliwe, że wąż ten jest pęknięty albo ww. zaworek się zawiesza i "śpiewa".
Hamulce w Polonezie, choć średnioskuteczne (nazywane przez niektórych spowalniaczami) są - jeśli się o nie dba - niezawodne.