Najgorzej to jest rozkręcić napinacz paska, bo przeszkadza drążek stabilizatora. Jak już go wyłuskasz, to zsuwasz pasek z koła alternatora, odkręcasz całkiem napinacz z ruchomym mocowaniem, od góry dwie śrubki z tego co pamiętam, na nasadkę nr 12, odkręcasz tylny dekielek, ściągasz przewód prądowy i robisz tak - bierzesz łom, wsadzasz pomiędzy nadwozie a kolektor wydechowy za alternatorem w kierunku pojazdu i napinając go prawą ręką, lewą tak obracasz alternatorem, żeby przecisnął się spod kolektora na zewnątrz.
Jak już go wyłuskasz, to rozkręcasz go, trzeba uważać, żeby nie pogubić nakrętek szpilek i dobrze zapamiętać, jak były ułożone tulejki izolacyjne od dwóch trzpieni kontrolnych (jeden wychodzi z płytki diod dodatnich, drugi z ujemnych, warto to wiedzieć...).
Bierzesz miernik elektroniczny, nastawiasz na pomiar oporności rzędu 1 kiloom i mierzysz wszystkie diody pod względem poprawności ich działania (w jedną stronę mają przewodzić z oporem rzędu jakichś 700 - 800 ohm, a w drugą nie), sprawdzasz uzwojenia na ciągłość i brak przebić do masy (uzwojenia wirnika oraz stojana) oraz kontrolujesz stan szczotek regulatora i stopień zużycia pierścieni ślizgowych. I już.
Można się pokusić o wymianę łożyska przedniego - jak przy obracaniu słychać, że "skrzeczy" a także tylnego.
Jak któraś dioda będzie walnięta - to cały zespół prostownika jest do wymiany. Połączony jest on do trzech końcówek faz stojana poprzez lutowanie, przyda się porządna lutownica 100 watowa.
To banalnie prosta maszyna. Nowy prostownik kosztuje doń max. 60 PLN, a regulator też mniej więcej tyle samo. Ja kupowałem Lucasa, oryginały. Działają do dziś, a już trzasnęło trzy lata i jakieś 60 kkm po naprawie.