Co jakiś czas wracają takie legendy.
Ludzie się nimi karmią w nadziei, że właśnie im się trafił taki egzemplarz...
Teraz nawet są tacy, którzy potrafią porównać osiągi poloneza sprzed min. 20 lat z późniejszym roverem...
To tylko mity, bajki, plotki.
Stan techniczny polonezów mi/policyjnych był zły bo tłukło nimi wielu rożnych kierowców wiele, wiele, wiele kilometrów. I dobry bo warsztaty je ciągle naprawiały. Teoretycznie po określonym przebiegu pojazd MUSIAŁ przechodzić ich przegląd techniczny i wszystko było naprawiane. Nie drutem tylko nowymi częściami. Oczywiście było też wielu cfaniaków, którzy kradli nowe części a podkładali używane. Było też tak, że nie wymienili/naprawili tylko pisali w dokumentach, że to zrobili. Mi/policjanci nie byli by zadowoleni, że im fura trochę więcej pali. Nie wiem jak w latach 60, czy 70-tych ale później jeśli auto spaliło więcej iż normę kierowca był obciążany finansowo... Wiem bo znałem kilku kierowców...
Dawno, dawno, dawno temu w warsztatach milicyjnych mogło pracować jeszcze wielu dobrych i z doświadczeniem prawdziwych mechaników, którzy wyginęli potem za czasów policyjnych. Później to samochód na tych warsztatach doprowadzało się do stanu niemal idealnego tuż przed licytacją na wyprzedaży sprzętu kiedy było wiadomo kto kupi dane auto za jakie grosze. Taka zrobiona "dla siebie" nyska czy polonez choć stara w papierach była "jak nowa".
Różne auta w poszczególnych jednostkach były w rożnym stanie. Bo np jedne polonezy były jeżdżone 24 h/dobę a inne nowsze z reguły stały w garażach do dyspozycji tylko naczelnika, który jeździł nim na odprawy do wyższych przełożonych albo załatwiał jakąś prywatę (np. przewoził materiały budowlane na swoja budowę domu) itp.
Poza tym, żeby bawić się w rasowanie motorów na warsztatach to trzeba mieć na to czas. Jeśli tak nawet sporadycznie się zdarzało to chyba wyjątkowo dla jakiegoś bohatera typu porucznik Borewicz...