Mnie też wcale nie dziwi ta opowiastka. Może pan Heniu był brygadzistą albo nawet zwykłym monterem tylko znał pana Kazia z działu silników i pana Józka z działu przekładni a tamten znał kogoś w KJ i zwyczajnie mu złożyli samochód taki jaki powinien być a nie taki jaki akurat im wyszedł. Pewnie mieli jakieś laboratorium gdzie potrafili dodatkowo przebadać elementy na głośność i tak to poskładać żeby było cicho.
Nie było laboratorium badającego głośność podzespołów, na pewno nie na Żeraniu.
Pracownik średniego szczebla (jak na fabrykę w tamtych czasach) z dziesięcioletnim stażem, bez problemu mógł "załatwić" lepiej wypunktowany na hamowni - silnik oraz "załatwić" dopilnowanie poprawnego montażu podzespołów na taśmie. To ostatnie było najłatwiejsze, bo najtańsze...
Najlepszym miejscem była końcówka, czyli Zakład nr9 oraz przyfabryczny salon, gdzie zwyczajnie wybierało się ten najlepiej spasowany, z silnikiem najwyżej puntkowanym i dobrymi notami z toru jazd testowych.
Nic nadzwyczajnego, działa to w każdej fabryce ale lekka historyjka o selekcji nie zaszkodzi.