Po długich i ciężkich terminach dochodzę do kresu odporności psychicznej z moją flotą FSO.

Atu po ustawieniu od nowa map gazu, wymianie filtrów i czyszczeniu wtryskiwaczy, dwa tygodnie temu (może trzy? straciłem rachubę...) zjadł wałek rozrządu. Najpierw zaczął klepać, potem klepał coraz bardziej, potem stracił pasek klinowy, zagotował się i ledwo jedzie od tego czasu. Stoi pod domem, czekając na nowy silnik.
Przesiadłem się na Caro. Potrzebuję auto, aby dojechać do pracy - 25 km.
Stwierdziłem: dobra jest, skończę Fabię, co mi garaż blokowała (remont zawieszenia i hamulców, samoregulacja , co nie chce sama samoregulować, przewody połamane w rękach etc.). W sobotę wypchnąłem podróbkę Szpachelwagena, wczoraj rozebrałem zapasowy silnik (może dwie krzywki mają ok 6 mm, pozostałe 4-3 mm - sprawa jasna i oczywista). Trzeba zawieźć do roztoczenia panewek wałka do rozmiaru nominalnego, bowiem poprzednio szlifierz zeszlofował wałek i panewki na rozmiar 0,2 mm mniejszy od nominału.
Dzisiaj Caro zaczął klepać, potem stukać, zaś po pracy już nie ruszył - wrócił na dewizce. W garażu jakoś ruszył - nie chodzi na 1 cylinder. WAŁEK?

? Może jutro będę dalej grzebał, ale nie bardzo chcę go demontować, bo z trudem, ale jakoś jedzie. Największa klęska, jak ma się DWA unieruchomione samochody.
.
Teraz nawet nie mam czym zawieźć kadłuba do szlifierza, chyba że zaryzykuję jazdę traktorem Caro.
Czyżby to mój kres odporności na przywary poldków??
Tydzień temu zakupnąłem klimatyzację, nie ma sensu wsadzać do samochodu, gdzie wałek wymienia się przy okazji wymiany oleju.
Wiem, zaraz będziecie pytać, czy wałek wymieniłem wraz z nowymi popychaczami? Otóż NIE. W Atu chodzi silnik z Carówki kolegi. Jak go składałem 3 lata temu, to ustaliliśmy, że dla redukcji kosztów daję nowy wałek do starych popychaczy. Jak przejąłem fanty, to uznałem, że nie warto już dawać nowych szklanek, tylko zeszlifowałem krawędzie ostre jak brzytwa na starych szklankach.
Caro z kolei ma nakręcone 190 tyś, kiedyś się musiał skończyć, zresztą niedawno go nieopatrznie pochwaliłem, że dzielny, wiele znosi etc, to i mam za swoje.