Ale w akademikach przynajmniej dziewczyny i imprezy są, a w wojsku podobno tylko alkoholizm...
No, w woju imprezy (jeśli tak to można nazwać), też były.Brakowało tylko dziewczyn, bo nie mieliśmy armii koedukacyjnej, jak w juesej i nie było sprzątaczek

.A że chlali, to cóż, wszędzie chleją, ale inaczej się to nazywa.Na swoje usprawiedliwienie napiszę tylko tyle, że nie byłem tam z własnej woli.Tylko raz pozwoliłem sobie popić z "kolegami" i nigdy więcej w woju nie chlałem.Ja ogólnie alkoholu nie piję, więc słabo tam pasowałem.Ale jaja czasem odchodziły.Kto nie był, nie zrozumie.To specyficzne środowisko ze specyficznymi zachowaniami.Ponoć uczą i wychowują, ale chyba każdy stamtąd co innego wynosi.Przede wszystkim, uczą "kombinowania" jeśli wiecie, o co chodzi

Nie był to do końca stracony rok, ale też do zbyt udanych nie należał.niestety, człowiek dwudziestoletni, myśli inaczej, niż po trzydziestce i dzisiaj pewnie rzeczy, wyglądają zupełnie inaczej.Wtedy prawie każdemu proponowali "termita" (służba nadterminowa) i praktycznie nikt się nie zgodził, bo "wojsko to syf" a dziś, pewnie te same osoby, żałują.
Gomulsky, no nie wiem, bo nie byłem studentem i nie miałem tej przyjemności mieszkać w akademiku.Nie jestem typem imprezowicza, więc bym się tam nie odnalazł.Raczej zawsze ceniłem sobie spokój, a wiem, co się w akademikach dzieje.Dla jednego, to dobra zabawa, a dla drugiego, udręka.
Ale jak piszesz, zobaczymy, co się zmieni, kiedy nowe pokolenia dorosną.