FSO Jak i Zaz poszli bardziej w Lanosa, zdecydowanie nowocześniejszy od Poloneza. Taki konkurent i zarazem następca poloneza. I tak plusa robili do 2002 a Lanosa do 2009 w Polsce.
Tak nowocześniejszy że na Ukrainie ładowali w niego silniki od Tavrii i to na gaźniku.
I ja nie mówię o "pójściu" w coś, bo wiem doskonale że linie Poloneza zezłomowano w ramach przygotowania do produkcji Chevroleta Aveo.
Mam pretensje o to, że mają całkowicie wywalone na dostępność oryginalnych części zamiennych. A przecież jeżeli nie z zyskiem, to przynajmniej bez strat mogliby mieć program części "legacy".
Nadal to polonez ale to oryginalne auto, dla mnie ma to coś.
Owszem, ale Polonez był fajny kiedy kosztował poniżej 5 tys. zł i poza byciem Polonezem, w tej cenie miał jakieś realne zalety w porównaniu do BMW za te same pieniądze, np. nie był trupem po 10 dzwonach, był bezpieczniejszy itd.
Chętnie bym jeszcze miał Poloneza z Roverem pod maską jak kiedyś, jazda nim to jedne z najlepszych wspomnień mojego życia, ale będąc po trzydziestce, z napierdalającym krzyżem i pracując na pełen etat, nie pisałbym się ponownie na robienie wszystkiego sam. Pierwszy mój rok posiadania Poloneza, to było rozebranie nadwozia, tygodnie napierdalania szlifierką we wszystko co było żółte lub brązowe i potem miesiące trucia się chemią. Mimo że zainwestowałem w maskę i najlepsze filtry, zawsze człowiek z roboty tymi wszystkimi środkami wracał lekko zawiany i otępiony, a waliło tym syfem w promieniu 50 metrów.
Najgorzej było jak raz nie zauważyłem że mi się maska obsunęła. Przez kilka dni brakowało mi słów, a w pisaniu popełniałem karygodne błędy ortograficzne.
Problem w tym, że wtedy poza pieniędzmi na auto prawie nie miałem budżetu. W tej chwili budżet jest lepszy ale kiedy ceny wystrzeliły w kaca Janusza, też bym nie miał pieniędzy na zlecenie komuś czegoś.
Ale sentyment robi swoje. Jak komuś się podoba i jest to ładny egzemplarz, to dlaczego nie zainwestować sobie w zabawkę?
Wiesz, jeden mi się został, ale przy obecnych cenach warsztatów znowu jestem z ręką w nocniku i zwyczajnie nie mam czasu doprowadzić go do stanu choćby jezdnego. W sumie szkoda, bo mimo że auto po jednym małym dzwonie (poprzedniego właściciela), to ogólnie zdrowe, silnik jak nim 3 lata temu jeździłem, miał moc, mimo że OHV, bez problemu rozpędzał się 120 na pasie rozbiegowym, a tak na wyczucie spokojnie poleciałby 170. Tylko że auto po emerycie w mocno zaawansowanym wieku i jeszcze postoju przez 3 lata jednak wymaga pracy.
Swoją drogą dobry silnik, bo jak mu wymieniłem filtry, olej i trochę pojeździłem, to z muła który ledwie dawał radę w ogóle ruszyć, po paruset km zaiwaniał prawie jak Rover