Pytałeś jaki jest sens jeżdżenia Polonezem, i przyczepiłeś się do twierdzenia że w Polonezie jest taniej, no to odpowiadam.
Kupowanie diesla do jazdy po mieście, to jak chęć wbicia gwóździa modelarskiego młotem o masie 5 kg...
Niby dlaczego po mieście? W trasie turbosprężarka i DPF wytrzymają mniej więcej tyle co średnio udane OHV, tylko że ich naprawa/wymiana, będzie kosztować znacznie więcej. Do tego przy 200 tys. km, spora szansa że będą opiłki w paliwie. Jedyny pewny sposób rozwiązania problemów z wtryskami, to wymiana całego układu paliwowego, a to już na najtańszych zamiennikach minimum 10 tys. zł.
Nawet przy benzynie, w nowym (10letnim) samochodzie, awaria lambdy i katalizatora to tylko kwestia czasu i 4-6 tys. zł w plecy. Przy dwóch sondach nie można po prostu zignorować problemu, już choćby dlatego, że nawet jak będzie jeździć, to co roku będzie problem na SKP.
W nowych autach wszystko jest dobrze, póki nie spali się jakaś płytka do której nie ma zamiennika, nie zacznie wywalać błędów z kata, albo po prostu nie zużyje się turbo. Do tego żeby nie zabić wysokowydajnego katalizatora, albo DPF (który jest również w benzynowym TSI!), trzeba kupować oleje niskopopiołowe, które są zwyczajnie drogie. W Polonezie tymczasem, większość tych kosztujących kilka-kilkanaście tysięcy PLN awarii nie ma prawa wystąpić, a wlanie Orlena 5W40 za 70zł to już jakościowy overkill w stosunku do tego, czego dowolny silnik Poloneza wymaga.
Po prostu, eksploatacja Poloneza, nawet jeżeli usterkowa, i tak w długim okresie czasu będzie tańsza.
Ale może nie róbmy już OT.