A ja znam sporo osób "z Warszawy" (choć wiem, że sporo tam przyjezdnych), którzy robili krecią robotę: pseudo-aktywiści ze stowarzyszenia "Miasto jest nasze". Nie zapomnijcie im tego - podobnie jak stania i protestowania przeciwko "niskim cenom mandatów" przed jego podwyższeniem. Mówię to z przykrością, bo kiedyś miałem kontakty z tym stowarzyszeniem, kiedy jeszcze zajmowało się ochroną ciekawej architektury, a nie "dowalaniem kierowcom", bo ich aktualne działania skupiają się na tym, żeby jak najbardziej dokręcić śrubę znienawidzonym kierowcom "blachosmrodów".
OFC jedynie dołożyli cegiełkę, bo już dawno było zaklepane obrzydzanie ludziom posiadania własnych czterech kółek, chyba, że są prosto z taśmy produkcyjnej.
Ciekawe, że w takim ekspresowym tempie, jak SCT, nie udaje się przeprowadzić zmian w kierunku ekologii, które nie mają widocznego wyraźnego zysku dla kogoś, jak: zamiana soli sypanej na ulice na bardziej ekologiczne zamienniki (tego tematu aktywiści się podjęli na chwilę jakoś w 2013 roku, ale wyszło, że z tego kasy nie będzie, więc się momentalnie wycofali, łapki piesków i zasolenie gleby/rzek już nie jest istotne), zaprzestanie betonowania przestrzeni publicznej co do centymetra, mającej zgubne skutki dla ratowania zasobów wody, nakłonienie pato-deweloperów do zadbania o odpowiednią ilość zieleni na terenach przez nich zabudowywanych, zakazanie patologicznej zabudowy terenów, które zdecydowanie nie są do tego przeznaczone i likwidują nawet niewielkie tereny zielone w centrach miast, czy nawet głupie zasadzenie nowych drzew. Jak się nie da na czymś zarobić, to taką ekologię ekolodzy mają w dupie. Wszystkie te problemy zeszły na bok, teraz na tapecie są tylko kierowcy i ich mordercze samochody.