Chodzi o to, że wspornik ten trzyma po drugiej stronie środkowy drążek kierowniczy, który zaś przenosi siły od skręcania kół oraz jest ścisnany nie dość dużą siłą, pochodzącą od zbieżności kół (która jest ujemna). Niestety, wspornik ten ma ułamkową trawłość przekładni kierowniczej i raz-dwa się rozwala, czego doświadczyłem w moim Polonezie już dwa razy.
Układ kierowniczy w Polonezie jest starodawny, niestety, boczne drążki kierownicze, które latają razem z wahaczami, po prostu po jakimś czasie, wyrywają oś tego wspornika tak, zę nie tyle zużywają się jego wymienne tuleje, co cały korpus wspornika, jest przez nie wybijany.
Najlepiej pasowałoby, gdyby zamiast tego himerycznego i delikatnego wspornika, założyć drugą przekładnię kierowniczą z wyjętym ślimakiem i rolką, tylko z samym wałem głównym (który, z tego co pamiętam, też łożyskowny jest ślizgowo).
Ale trzebaby mieć "lustrzane" odbicie przekładni.
Jedyne, co w tej materii można poradzić, to wykonać u jakiegoś rozsądnego rzemieślnika nowy wspornik, pospawany z porządnych rur stalowych, na porządnych tulejkach, bądź na porządnych łożyskach tocznych, np. z przekładni kierowniczej.
Żeby układ kierowniczy w Polonezie był współcześnie trwały, niestety, musi być przerobiony. Fabrycznie trwałości to dzieło sztuki nie ma.