Zeszłego wieczora po jeździe odruchowo zaciągnąłem ręczny i dzisiaj rano miałem tego efekty w postaci przymarzniętych szczęk do bębna...

Ale jakoś sobie z tym poradziłem i ruszyłem na miasto porobić zakupy i opłaty. Dolałem płynu chłodzącego, przetarłem szmatką reflektory, podobnie jak i cały mój Poldek solidnie zasolone, ale na mycie musi jeszcze poczekać.
Centralny raz działa dobrze, raz nie, leci ze mną w klocki... Jutro zasłonię od spodu otwory w atrapie, po silnik się nagrzewa tak, że kreseczka jest troszkę poniżej 90 stopni, a w normalnych warunkach jest na równi lub ciut powyżej, toteż podejrzewam powód wzrostu spalania i słabego chłodzenia (to drugie w połączeniu z parownikiem, który siłą rzeczy jest w układzie chłodzenia tuż przed nagrzewnicą, bo w komorze silnika w tym miejscu akurat było najwięcej wolnej przestrzeni na parownik).
W środę za tydzień jadę do gazowników na przegląd gwarancyjny po 15 tys. km od montażu, oraz na poprawienie tego, co spieprzyli podczas montażu, czyli m.in. umocowanie rurki tankowania tak, że ocierała o obudowę mostu i przetarła się gumowa osłona rurki i trochę rurka oraz zamontowanie butli tak, że teraz nie domyka mi się kanapa. Tak to bywa, nie mam pretensji, chyba pierwszy raz w Polonezie zakładali gaz (o sekwencji nie wspominając), bo jak podjechałem do nich Polonezem przez montażem, to wręcz emanowali niechęcią i odrazą do tego auta i byli wielce zdziwieni że pakuję 2400 zł w to, w ich uznaniu, padło.