Przepraszam za odkop, ale nie chcę zakładać nowego wątku, skoro poruszany jest problem, który może mnie dotyczyć.
Jeżeli kontrolka ładowania nie gaśnie od razu po odpaleniu, lecz dopiero po lekkiej przygazówie, to należy przypuszczać, że któraś dioda w alternatorze "umarła"?
Dodam, że nastanie tego stanu rzeczy wiążę z manewrami przy rozruszniku na nieodłączonym akumulatorze, wskutek których coś "zaiskrzyło".

Akumulator też szybko się kończy - po kilku dniach nie ma już z niego co zbierać, a ostatnio całkiem padł. Okazało się, że w jednej z cel jest pusto. Myślałem, że może jeszcze go uratuję. Dolałem wody demineralizowanej, żeby poziom był względny - i to był gwóźdź do trumny - ładowanie prostownikiem ustawało po kilkunastu sekundach i akumulator nie iskrzył już nawet przy zwarciu elektrod.
Wiem, wiem, głupi jestem, ale nie o to pytam...

Nasuwają się jednak kolejne pytania...
Jak należy dbać o aku, żeby nie zdychało tak szybko? Piszecie o napięciach: ładowania, w spoczynku...
A co z elektrolitem? Dokąd dokładnie ma sięgać? Jak i kiedy mierzyć jego gęstość? Kiedy i jak dolewać - i czy w ogóle jest sens, kiedy poziom spadnie poniżej jakiegoś krytycznego? Szczerze mówiąc, osobiście nie spotkałem się z sytuacją, żeby po dolaniu wody demineralizowanej, akumulator nie padł w ciągu kilku dni (wiem, że trzeba go wtedy naładować).