powrót do bębnów po kilkunastu latach montowania tarcz to cofnięcie się w czasie o 60 lat
Niezupełnie. Żeby ręczny działał dobrze, stosuje się tarczobębny, więc przy samych bębnach jest o połowę mniej roboty.
Zawieszenie Poloneza jest seryjnie tak zestrojone że tylko przednia oś ma przy hamowaniu przyczepność, więc korektor i tak nie pozwala tym bębnom za bardzo pracować.
Mam porównanie do "nowego" Fiata bez ABS, gdzie z przodu są tarcze, z tyłu bębny i sprawny (!) korektor hamulców działa tak że odpowiednio hamując auto samoczynnie przy wejściu w zakręt zarzuca tyłem, a na szutrze robi scandinavian flick bez rzucania kierownicą, po prostu trzeba ten manewr wykonać bo auto będzie próbowało się obrócić w sposób niekontrolowany.
W Polonezie z Lucasem taka rzecz jest nie do pomyślenia. Jedyne za co odpowiadają bębny bardzo skuteczny w Polonezowskiej szerokości opon ręczny, i jakieś minimalne wsparcie przedniej osi, ale w porównaniu do 10 letniego Fiata to odczucie z Poloneza jest takie jakby hamulce tylnej osi w ogóle nie działały. Z jednej strony to dobrze, bo auto jest stabilniejsze, a w razie boku i ataku paniki, spanikowany kierowca depczący po hamulcu bezwiednie wyprowadzi auto. Z drugiej strony w jeździe sportowej trzeba niemal oddzielić procesy hamowania i skręcenia, bo auto nie skręci.
Hamulce to jeszcze nic, największą zbrodnią jest brak stabilizacji bocznych ruchów mostu, przez co auto niepewnie się prowadzi powyżej 100km/h, oraz galaretowany przód, przez co trudno wyczuć hamulec. Dwie modyfikacje których koszt jest prawie żaden, ale pewnie zwyciężyła koncepcja że trzeba produkować i sprzedawać jak najtaniej. W sumie za te pieniądze, to nie ma czego wymagać.