Witam, zakladam nowy watek dotyczacy awarii mojego poldoroverka, gdzie sprobuje skompletowac informacje dotyczace samego zajscia jak i naprawy.
Zaczne od tego co juz wczesniej napisalem w innym watku czyli jak to sie zaczelo:
Niedziela wieczor. Powrot z Pulaw do Warszawy. Do celu zostalo jakies 40km. Na dworze zimno jak cholera. Termometr wskazuje -23st. W poldku dosc cieplo, krajowka Lublin - Wawa pieknie utrzymana wiec pomimo ostatniego ataku zimy jedzie sie po suchym. Predkosc przyzwoita utrzymywana w zakresie 60 - 90. W pewnym momencie cos zaczelo terkotac. Mysle sobie "linka od licznika pewnie" Czasem jak jej bylo zimno terkotala sobie troszke. Przejechalem z 20 km i w miejscowosci "Zakret" cos mignelo mi przed oczami. Cos koloru czerwonego. Mysle sobie "kontrolka recznego blysnela" Poprawilem reczny i jade dalej. Sytuacja sie powtarza wiec zaczalem baczniej obserwowac magiczne kontrolki ze strachem ze to moze byc ta obrazujaca oleum. Nie mylilem sie tym razem. Zaczela coraz czesciej blyskac. Mysle sobie "Ku..." nie teraz, gdy w okolicy nie ma stacji benzynowej, a na dworze ponizej -20st. Z nozem na gardle jade dalej modlac sie zeby tylko dal rade. Zdalem sobie sprawe ze to nie linka od licznika tylko klawiatura zaczela grac z braku oleju. Dokulalem sie do pierwszej stacji. Kupilem olej, inny niz mam, ale o tych samych parametrach. Dolalem i lampka zgasla ale dzwiek klawiatury pozostal. Kurde, musze jakos dojechac na Prage i znowu pod strachem zapialem bieg i jazda. Delikatnie oszczedzajac fure dotoczylem sie na miejsce. Sile mial normalna. Gdyby nie dzwiek nic by nie wskazywalo na uszkodzenie silnika. Poszedlem sie zagrzac do domciu i od razu tel do AndrewSa. Po rozmowie poszedlem znowu do samochodu, zeby zdawac mu relacje w obecnosci pacjenta czyli mojego polda. Doktor AndrewS mial osluchac telefono-stetoskopem roverkowe serduszko, gdyz objawy wskazywaly na jakis defekt szklanek, zaworow czy cosik innego. Zajrzalem pod silnik i oczom nie wierze. Okazuje sie ze olej wali strumieniem tuz za kolem zamachowym. Podejrzenie - walniety ktorys z uszczelniaczy na walkach rozrzadu. Dalem sobie siana w nocy i poszedlem do pacjenta na drugi dzien. Po ogledzinach okazalo sie ze silnik od strony kabiny zarabany jest calym olejem, ale dziwnie ze pod walkami jest w miare sucho natomiast w okolicach skrzyni, kola zamachowego jest mokry. Tak wiec prawdopodobnie uszczelniacz walu korbowego powiedzial dziekuje i cale oleum walilo na kolo zamachowe. Prawdopodobnie w piatek bedzie sztywny hol do Pulaw na operacje. Ciekawe tylko czy diagnoza jest prawidlowa i czy tylko skonczy sie na uszczelniaczu. Mam nadzieje ze rozrzad nie ucierpial za bardzo po tej wycieczce na bardzo obnizonym cisnieniu oleju.
W weekend zabralem sie za demontowanie skrzyni biegow. Przy demontarzu okazalo sie ze wczesniejsza diagnoza o awarii tylnego uszczelniacza walu korbowego byla prawidlowa.
Relacja foto:
Tak wygladal spod silnika po awarii
Zafajdane kolo zamachowe
Zaolejony dzwon skrzyni
Teraz uwaga! Tak wyglada padniety uszczelniacz. Szok :shock:
Miejmy nadzieje ze nic powazniejszego sie nie stalo. Na razie nic na to nie wskazuje. Odziwo tarcza sprzegla nie byla zachlapana olejem i nie bylo poslizgu.
Koszt naprawy na razie wynosi 43 zl za uszczelniacz i oby tak pozostalo. Nie znam ceny preparatu Loctite do uszczelnienia oslony blaszanej na dzwonie skrzyni. Jak nie dostane bedzie zabezpieczony silikonem.