Jeśli silnik nie jest zarżnięty (zwiększone luzy na łożyskach ślizgowych), nie jest nadmiernie zabity syfem (przyblokowane od spieczonego oleju pierścienie tłokowe), itd.. - to nic absolutnie stać się z silnikiem nie powinno, gdy przejdziesz z mineralnego na półsyntetyk.
Trzeba tylko ocenić stan zużycia i zanieczyszczenia silnika w środku, gdyż oleje mineralne mają tendencję do spalania się (są mniej odporne na wyższe temperatury), czego największymi ofiarami są właśnie pierścienie tłokowe. Oleje półsyntetyczne, a zwłaszcza pełne syntetyki, nie są już tak wrażliwe na temperaturę, są stabilniejsze i nie ulegają tak łatwo rozkładowi podczas pracy a do tego, mają lepsze własności myjące silnik, tak więc jeśli posiada on nieco zanieczyszczeń, to olej lepszej klasy i jakości, na pewno je w jakimś stopniu "ruszy", co może spowodować pewne kłopoty, jeśli nie będzie się kontrolować stanu oleju.
Wartoby zajrzeć przez otwory świec do komór spalania silnika i sprawdzić, patrząc na denka tłoków, ile tam nagromadziło się nagaru, a także sprawdzić ciśnienie sprężania na cylindrach oraz wejść w posiadanie wiedzy, ile silnik przepala oleju na przysłowiowe 1000 km. Jeśli nie będzie za dużo nagaru na tłokach, a sam silnik nie będzie się zadowalał większą ilością oleju, jak max., powiedzmy, 100 mll na 1000 km (1 litr na 10 kkm) - to można śmiało lać półsyntetyk. Sprawdź wnętrze rury wydechowej - jeśli będzie tam czarna maź, to silnik zjada za dużo oleju i ww. raczej nie ma sensu. Jak będzie czystawo i sucho, to znaczy, że nie pali go jeszcze za wiele i można lać lepszy olej.
Np. w mojej Nexii 1.5 SOHC z 1998 roku, którą jeżdżę od lipca 2009 roku olej ostatnio zmieniłem przy 215 kkm przebiegu, teraz ma, po prawie dwóch latach, 237 kkm i oleju ubyło tyle, ile przepuścił uszkodzony uszczelniacz pod aparatem zapłonowym. Olej jw. Lotos 5W40. Sam silnik nie konsumuje go zupełnie, choć ma grubo ponad 200 kkm przebiegu, LPG i codziennie jeździ po Warszawie.