Jeżeli chce się być kierowcą, to należy czytać, a następnie to co się przeczytało ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć, żeby nie bać się wdepnąć hamulca, żeby umieć szybko zahamować w każdych warunkach, żeby w sytuacji trudnej było mniej niewiadomych które mogą nas wystraszyć i żebyś wiedzieli co robić. Im więcej się umie, tym łatwiej przewidywać zagrożenia i tym większe ma się pole manewru. Bo jeżeli wielokrotnie ćwiczyłem gwałtowne hamowanie, omijanie przeszkody, wielokrotnie wprowadzałem samochód we wszystkie możliwe typy poślizgów przy najróżniejszych zakrętach i kątach skrętu kół i wielokrotnie go wyprowadzałem, to później jest mniej sytuacji kiedy muszę na hamulcu walić w coś, obojętnie czy większego czy mniejszego ode mnie.
Hmmm jakby tak popatrzeć... to ludzie podczas hamowania awaryjnego nie mają zielonego pojęcia co się dzieje - bo nigdy się z czymś takim nie spotkali i PANIKUJĄ !
Pisk, hałas, samochód przestaje się "prowadzić" oparcie i fotel spod dupy uciekają....
Dziwie się że ludzie "nie bawią się na śniegu" albo nie "depną" czasem po hamulcach tylko po to żeby zobaczyć jak to jest...
Trudno.. system szkolenia powinien być u nas taki jak w finlandii.
Bo jeżeli jestem wytrenowany, to wiem kiedy bić bo nic lepszego nie jestem w stanie wykonać, a kiedy kombinować, bo wiem że sobie dam radę, bo taki manewr w tych warunkach wykonywałem już wielokrotnie.
Opowiem wam krótką i (może śmieszną) ale wartościową historię - jak mój tata uczył mnie jeździć.
"GAŁKOMANIA"
Mój ojciec, od lat wielu był zawodowym żołnierzem.
Jego zadaniem było dowodzenie kompanią czołgów.
Rekrutowanie, szkolenie i wybieranie ludzi z których można było zrobić w tej dziedzinie specjalistę.
Najpierw uczyli jego, potem on tą wiedzę przekazywał dalej.
Zadanie było proste - wyszkolić ludzi w obsłudze średnio skomplikowanego pojazdu jakim jest czołg.
I szkolenie było przeprowadzone dosłownie po ojcowsku - żmudne i mozolne tłumaczenie dlaczego nie powinno się trzymać tu ręki (bo 12 ton może ci ją urwać)
Dlaczego powinno się robić to a nie tamto...
I wymyślił pojęcie "GAŁKOMANII"
Otóż kiedy wyszkolił swoje załogi , na poligonach (za komuny nie było że boli) okazywało się że 90% załóg pomimo świetnych wyników na egzaminach - w warunkach poligonowych
zachowuje się jak banda kretynów.
Okazało się że kiedy "wszystko jest cacy spokojnie i idzie podręcznikowo " ludzie zachowują się jak w podręczniku -
Mój ojciec mówił tak:
Ale jak się zamkną włazy i zostają tam sami , w ciemnym zadymionym ciasnym pomieszczeniu - zaczynają panikować i robić bardzo głupie rzeczy.
Zaczał ich szkolić tzw. gałkomanii.
Zaczął im najpierw tłumaczyć, potem pokazywać a na koniec szkolić...
W sensie do znudzenia powtarzanych czynności, wykonywanych do obrzygania...
Po to żeby jakakolwiek czynność, czy gest były wykonywane jako ODRUCH a nie jako zwykła czynność.
Kiedy jego ludzie zaczęli robić pewne rzeczy odruchowo , zaczął wprowadzać elementy utrudnienia, brak światła, dym, huk, smród, związana jedna ręka (przypominam że zasadnicza służba wojskowa trwała baaaardzo długo - więc był na to czas).
Pierwszym krokiem było odseparowanie ludzi którzy "musza tu być o chcą to przebimbać - takim mówił "nie będziecie mi utrudniać - ja was do niczego zmuszął nie będę"
Oraz na takich którzy chcieli poprostu się czegoś nauczyć.
Okazało się że jego ludzie byli nauczeni odruchów - nie czynności a odruchów.
To właśnie on nazywa Gałkomanią.
Wyszkolić ludzi do tego stopnia żeby wykonanie jakiejś czynności zajmowało mniej czasu niż opowiedzenie o tym co właśnie się zrobiło.
Szkolił ich w jednostce wojskowej w Wesołej pod warszawą i na tamtejszym poligonie (żółte otoki) gdzie mieszkałem za młodu (plac wojska polskiego 54/13 ;
)
W ten właśnie sposób nauczył mnie jeździć samochodem a cała nauka zaczęła się od momentu gdy zapytałem jako brzdąc "Tato - skąd wiesz który bieg wrzucić ? "
Potem nauczył mnie wielu , wielu rzeczy które pare razy uratowały mi skórę. Nawet kiedy górę biorą emocję - w samochodzie działam prawie jak maszyna .
Czasem w awaryjnych sytuacjach sam się zastanawiam "co ja właśnie zrobiłem" i jak to sobie przypomne i przeanalizuję - to okazuje się że wykonałem odruchowo dużo rzeczy.... których się nauczyłem właśnie jeżdżąc po placu , po polnych drogach, po śniegu....Mój tata, uczył mnie jednego:
Nie zabronie ci wejść na drzewo... bo nie będziesz wiedział jak z niego nie spaść...
Cała idea "gałkomanii" polega na tym żeby wyrobić w sobie pewne odruchy - żeby oswoić się z tym jak zachowa się półtorej tony żelastwa , rozpędzone do kilkudziesięciu kilometrów na godzine, kiedy "nie jedzie się prosto po suchej gładkiej drodze"
żeby reagować odruchowo - a nie analizować w trakcie....
Może tylko dlatego jeszcze się nie zabiłem.....