Co komu po tabliczce ze zwykłego borewicza, w dodatku po wymianie nadwozia... Kilka pierdółek do odzyskania (być może również maska i klapa), a reszta na śmietnik. Poza tym, nic nie wskazuje na to, że dotychczasowy właściciel dostał za niego od autora jakiekolwiek pieniądze, ale i tak miał szczęście, że trafił na wariata, który sam się nawinął, by go zabrać, spodziewając się coś jeszcze z niego zrobić.
Ja lubię babrać się w zapuszczonych złomach, ale - z ręką na sercu - tego za darmo bym nie wziął, no chyba że z darmową dostawą we wskazane miejsce, chociaż właściwie nawet za dopłatą nie chciałbym takiego czegoś u siebie oglądać. Polonez w takim stanie zawsze będzie bezwartościowy; to nie jest jakieś krótkoseryjne maserati czy ferrari, jakimi brandzlują się zagraniczni spekulanci, cierpiący na chroniczny nadmiar gotówki, lecz zwykły polonez. Kto ma kasę, zawsze znajdzie dla siebie przynajmniej jeżdżącego.
Fajnie, że powstał jakiś dokument o tym poldku; dobra ciekawostka, a nie każdemu by się chciało coś takiego kręcić. Zwłaszcza po ochłonięciu i nacieszeniu się, kiedy przyszła już refleksja "ku*wa, na ch*j ja to w ogóle wziąłem".
A ja coraz mocniej zastanawiam się, co kryje się w starych garażach, przy socrealistycznych blokach w centrum mojej mieściny - a niektóre też wyglądają na nieotwierane od dekad, też ze starymi drewnianymi drzwiami, pamiętającymi jeszcze wczesnego Gomułkę...