Dzisiaj był ciężki dzień... opróżniania portfela z resztek ciężko zarobionych pieniędzy:
- 553 zł OC+NNW,
- 50 zł nosek przedni ze szrotu,
- 340 zł lakiery i inne lakiernicze bajery,
- 100 zł gaz do pełna.
Lekką ręką ponad połowa wartości mojego Poldka. Wiadomo, że ubezpieczenie i paliwo to sprawa oczywista, ale mimo wszystko ciężko się wydaje 1000 zł w jeden dzień na samochód.

No a teraz czas na czyszczenie wykwitów rdzy i lakierowanie.
W ostatnim czasie zmieniłem olej. W trakcie 15000 km na półsyntetycznym Totalu 5000 10W40 dolałem raz tylko 400 ml i wystarczyło. To rekordowo niskie zużycie oleju w moim przypadku, wcześniej, jeżdżąc na półsyntetycznym Mobilu 2000 musiałem dolewać ok. 800 ml na przestrzeni 15000 km. Obecnie wlałem półsyntetyczny Petronas Syntium 1000. Liczyłem, że być może trochę ucichną hydropopychacze, które niezmiennie stukają na zimnym silniku (najmniej stukały na Mobilu 2000, mocniej na Totalu 5000, zaś na Petronasie 1000 już porządnie nawalają), natomiast po rozgrzaniu silnika jest cichutko - o tyle dobrze.
Po przejechanych łącznie 40 tys. km km na olejach półsyntetycznych mogę śmiało zdementować legendy o rozszczelniających się silnikach i nadmiernym zużyciu oleju. W zimie łatwiej rozrusznikowi zakręcić, a silnik jest dobrze wypłukany po syfie, jaki zostawił wewnątrz olej mineralny niskiej jakości. Jedyny plus oleju mineralnego 15W40, na którym jeździłem przez 20 tys. km (na samym początku przygody z FSO) był fakt, że szklanki nie klepały na zimnym silniku, no ale to może kwestia tego że silnik miał wtedy 130 tys. km, natomiast teraz ma 190 tys. km.