teoretycznie płacić powinno się zawsze, to że nie płacisz to jest tak naprawdę dobra wola stacji

, bo sytuacja wygląda tak że 98zł jest dla stacji (czyli utrzymanie, podatki itp), a tylko 1zł idzie do cepiku (pozytywny 99zł), teoretycznie i praktycznie usługa została wykonana, i na tą usługę wystawiamy rachunek i dokument o wyniku negatywnym, wtedy klient ma 14 dni na naprawę, jeśli zdąży w ciągu 14 dni dopłaca 21 zł za ponowne sprawdzenie pod kątem uszkodzeń jakie były ostatnio tylko (tylko na stacji na której był ostatnio nie można jechać na inną bo całe badanie wtedy jest robione i płatne), jeśli nie zdąży kolejny przegląd . W końcu szarpaki, rolki, amortyzator, itp wszystko się zużywa w tym czasie. To tak samo jak ze światłami teoretycznie jedyna rzecz jaką diagnosta może zrobić przy aucie to regulacja ciśnienia w ogumieniu, nic więcej nie może robić, a i tak większość stacji oferuje od razu regulacje świateł itp. Stacja kontroli nie może nawet ustawiać zbieżności (może ewentualnie jak ma osobne pomieszczenie do tego przeznaczone) może zrobić tylko pomiar ewentualnie. Jest dużo takich głupich przepisów które są.
Sytuacja ma się zmienić pod takim względem że teraz będzie trzeba płacić od razu jak przyjeżdżasz na badanie a nie po ... To eliminuje właśnie sytuacje tego typu że klient nie chce zapłacić, a już widzę jak będzie śmiesznie jak klient pojedzie z jednej stacji z negatywem do drugiej bo może przejdzie (teraz stacje nie mają takiego podglądu, podrzesz papierek z negatywem i tak jakbyś nigdzie nie był, archiwum ma tylko stacja w której byłeś), a na drugiej stacji od razu wbije dowód w system, a tutaj wynik negatywny 20 minut wcześniej dajmy na to i opisane co jest źle, a niestety już zapłacone :D i kolejny negatyw

. Śmiejemy się z kolegami że z góry będziemy wiedzieć jaki jest wynik badania

czysty zysk