Jeśli klocek źle bierze tarczę, to nie jest to bez powodu. Przy robieniu hamulców warto wszystko zrobić uważnie. Przy zakładaniu tarczy na piastę trzeba ją dobrze oczyścić, tarczę w środku też, żeby nic tam przy zakładaniu nie podlazło. Po założeniu i złapaniu jej małymi śrubkami warto ją sprawdzić, czy nie bije. Okiem, czy nawet czujnikiem, jak kto ma. To podstawa. Potem klocki. Przed ich zamontowaniem trzeba dobrze oczyścić ich gniazda w jarzmie, a zwłaszcza miejsca na wpusty klocków. Nigdy nie widziałem jeszcze, aby "zawodowy" mechanik w coś takiego się bawił, a to błąd. Klocek po włożeniu na swoje miejsce, powinien dać się wyjąć dosłownie jednym palcem, nie ma prawa mieć żadnych najmniejszych nawet oporów. Co jeszcze - prowadniki. Bezwzględnie trzeba je wyjać, dokładnie oczyścić, ich gniazda w jarzmach też, a potem złożyć, lekko smarujac je jakimś porządnym smarem stałym. Przy zakładaniu zacisku trzeba sprawdzić tłoczek, jak się rusza. Ma płynąć w zacisk przy wpychaniu go weń np ściskiem stolarskim, nie ma prawa być żadnych oporów, co najwyżej na samiutkim początku, potem ma jechać w zacisk jak nóż w masło. Jeśli jest opór - tłoczek do wyjęcia i wymiany, razem z uszczelnieniem i osłoną, ewentualnie do dotarcia na bardzo cienkim papierze ściernym (1000 około) i na mokro, tylko w miejscach, gdzie ma smugi. Ale lepiej zmienić na nowe. I już. No i sama eksploatacja - na początku, tak dobre sto, dwieście kilometrów - tylko delikatne hamowanie, najlepiej stopniowe, żeby toto wszystko się pięknie ułożyło. Osobiście pamiętam, że na tarczach (z firmy B...) i klockach (TR...) przejechałem Polonezem sto tysięcy kilometrów (Atu Rover 1996) i nic się z tym nie działo, nic nie trzeba było robić, tarcze nie miały progów a klocki nadmiernego zużycia. Ale jeździłem nim delikatnie, bo do innej jazdy żaden z Polonezów nie nadaje się po prostu.