W końcu udało się zarejestrować WSKę. "kur*" po 3 latach od pierwszego podejścia, bo się j****j panience w okienku nie chciało wyjaśnić pewnej zawiłości, która powstała w skutek polskiej PRLowskiej bylejakości. Ale jak kwity oficjalnie wylądowały w urzędzie to nagle alleluja - urzędnicy przypomnięli sobie, że to oni są od wyjaśniania takich rzeczy, a nie petent. Chociaż, gdybym w zeszłym tygodniu nie zadzwonił do tych trutni to do tej pory trzymaliby papiery, bo przecież nie łaska naskrobać listu poleconego "prosimy przyjść odebrać dokumenty, w związku z rej. pojazdu" etc.
Ten mój wydział komunikacji to dno dna i jeszcze większe dno... "kur*" poziom kompetencji równy sasin z czarnkiem razem wzięci...
W międzyczasie skończylem bawić się z nowym siedzeniem do WSKi. Udało się kupić praktycznie wszystko nowe. Stara została tylko listewka, którą elegancko wypolerowałem, także świeci się jak.. by była chromowana
Rozwalił mnie jednak pokrowiec kanapy. Wykonany z tak "ch*"owego materiału, że głowa mała. Nie wiem czy nie zlecę wykonania kilku sztuk na podstawie orginału lokalnemu tapicerowi, tylko z porządniejszego materiału. Tak na zaś lub na handel.
Tak sie zastanawiam, czy ta moja WSKa jest tak zmotana, czy to współczesne części są tak marnie wykonane. Linka hamulca przedniego moja ma ~112 cm i pancerz długości ~96cm , a jak internet długi i szeroki wszystkie dostępne linki mają 115 cm i pancerz długości 101,5 cm. Po zamontowaniu gniazda linki gazu w manetce mało silnik się nie rozleciał - od razu wkręcał się na maksymalne obroty, trzeba było pogłębić gniazdo o dobre kilka mm... Linka licznika tak ciasno weszła w ślimaka, że wypchała go z obudowy - trzeba było zwęzić "płetwę" i wbić nowy brok. Słowem dramat "kur*"!
Kombi znów posłużyło jako konik pociągowy do czyczepki. Na wiosnę trzeba będzie nabić klimę, bo już ledwo daje radę. Za niebawem przegląd, więc powoli będę coś rychtował, albowiem tylny zawias mocno daje znać o sobie.
Poza tym wczoraj odkurzyłem wszystkie wozidła.
Atu stoi i gnije, w tym roku zrobiło tak mało km, że jak zatankowałem go w lutym tak do tej pory nie widziało stacji paliw.
No i korzystając z tego, że WSK jest już zarejestrowana i opłacona, to postanowiłem się przejechać. Po uporaniu się z w/w problemami udało się przejechac kilka km. Podczas jazdy z wyższymi prędkościami wyszły kolejne niedomagania, mianowicie sprzęgło ślizga jak cholera. Druga sprawa, coś się pokiełbasiło i w chwili wciśnięcia hamulca nożnego przekaźnik zapłonu się rozwiera i silnik gaśnie, a stop nie świeci. Musze rozkminić co spartaczyłem przy robieniu instalacji. No i chyba zapłon się przestawił, bo zaczęła strzelać w dolot.