W życiu nie pierwszy już raz mi się zdarzyło wrócić do punktu wyjścia. Tym razem różnica jest taka, że znam już spadek napięcia, kiedy prąd jest podawany na rozrusznik. Napięcie na akumulatorze spada wówczas z ok. 14 do ok. 12 V, czyli chyba w normie.
Kręci tak, jakby już dogorywał.
Drugi rozrusznik, czyli ten który był początkowo zamontowany w Trupku pod maską, ten w którym tulejki wymieniałem osobiście, kręci ładnie, kiedy podłączony bezpośrednio do akumulatora. Po wykręceniu świec, czyli przy zdecydowanie mniejszym oporze ze strony silnika, tamten zamontowany też dużo chętniej współpracuje.
Ten w końcu wymontowałem, bo często się przycinał (tylko tykał, bez kręcenia). Obawiam się, że jak ponownie go zamontuję, będzie to samo.
Rozważam wymianę cewek, i choć nie są drogie, nie wiem, czy warto je kupować. Jakiś patent na ich sprawdzenie by się przydał.
Póki co, obstawiam tulejki, ale dopóki nikt nie potwierdzi, przez jakiś czas wstrzymam się z wymontowaniem rozrusznika.
PS. Żonglerka rozrusznikami wymusiła na mnie konieczność opracowania sposobu wymiany rozrusznika bez demontowania innych organów. Mogę brać już udział w wymianie rozrusznika w polonezie na czas.