Zależy jeszcze, co pierdolnie, bo stara fura zawsze ma jakiegoś asa w rękawie. Chyba że masz na pace cały warsztat, albo magazyn części, no to szacun. Żukiem nigdy nie jeździłem, to nie wiem, ale (dziesięcioletni wówczas) lublin raz mnie tak uziemił, że musiano mnie zholować. W dodatku miejsce i czas awarii były dość niefortunne (skrzyżowanie, duże natężenie ruchu), sam ze względu na rzeźbę terenu zepchnąć nie dałem rady, a pozostali uczestnicy ruchu, którzy musieli mnie omijać i mieli z tym kłopot, nie kryli dezaprobaty; niecierpliwili się, niektórzy trąbili. Widać było, że coś psioczą pod nosem ot, wybrał się polską rakietą na podbój miasta albo dzieciaku, wypierdol ten złom i kup se normalne auto.