Naprawdę nie planowałem kolejnego samochodu. A w szczególności poloneza. Przypadek można powiedzieć. Splot przypadków.
Najpierw na FB zobaczyłem zdjęcie przejściówki Leny. No cudna! Właściwie cudny. Bo to plus przerobiony na przejściówkę. Szeroki zawias dodaje mu jeszcze zadziorności. Bo o ile szerokie caro wygląda zwyczajnie to szeroka przejściówka ma +10 do wyglądu na starcie. Coś jak Polonez Burzy. Również lubię na niego patrzeć. (na Poloneza nie na Burzę)
W TV przewinął się „Piłkarski poker”. Z kultowymi scenami nowych czterookich poldków mknących na giełdę.
I jeszcze jedna scena z „Piłkarskiego pokera”. Lubaszenko i Englert gadający w akwarium. A właściwie Englert, bo Lubaszenko więcej testował poloneza niż gadał.
https://youtu.be/EsZMfz9_2Rk?t=33sEnglert: „Chcesz posłuchać jak pracuje?”
OHV: „ghyghyghy”
Englert: „Muzyka co? Pięć biegów, 180 na liczniku. Możesz mieć taki sam.”
Mogę!
I Grom miał na imię Olek.
I zawsze chciałem zostać tym, no… inżynierem (górnikiem)!
Dobra. Starczy.
W necie pojawiło się ogłoszenia „polonez-mr89-przejsciowka-obrso-kjs-bambino”. Gruby nagłówek! Przedmiotem był Poldek przejściówka z 1990 w kolorze wiśniowym L46. Pierwsze zdjęcie na zachętę z 2014 roku spod Stadionu. Ładny, błyszczący, zgłębiony, na polerowanym BBSie (cyt.: „bez takiej felgi pod stadionem jesteś nikim”). Reszta zdjęć przedstawiała obiekt w rzeczywistości – goła buda na kołach i stos części w garażu. Puzzle. Według opisu praktycznie kompletne. Z deklarowanych braków - silnik, skrzynia i przednia szyba. Buda wygląda zdrowo, cena zachęcająca. Wygrzebałem z czeluści Internetu kilka fotek tego samochodu w latach świetności. Kiedyś wyglądał nieźle. Żona i tak stwierdziła że woli Borewicze i że przejściówka ma paskudny tył. No ciężko się nie zgodzić. Ma.
Aż nie do wiary że to ten sam egzemplarz.
Przez moje ręce przeszło już łącznie dziesięć Carówek w różnych wariacjach, ale żadnego czterookiego jeszcze nigdy nie miałem. Od dziecka mi się taki przód podobał (musze odnaleźć rysunki z dzieciństwa). Podjąłem decyzję. Zadzwoniłem, umówiłem się na oględziny.
Pojechałem „kawałek za Otwock”. BTW Otwock był dopiero w połowie drogi. Przy dobrej pogodzie mógłbym pewnie zobaczyć dymy Kozienic. Znalazłem właściwy adres. Na miejscu obiekt zgodny z opisem i zdjęciami. Łażę dookoła zwłok i oglądam. Rzeczywiście ogołocona buda na sflaczałych kołach. Na miejscu zostały tylko błotniki, wiązka, deska, nagrzewnica. Gość miał koncepcję, że „wypiaskuje i pomaluje budę, wstawi klatkę, zrobi SWAP-a i…” I właściwie nie wiem, jaki miał być ostateczny efekt prac. Ale jak większość ambitnych projektów umarł sporo przed punktem „bliżej niż dalej”. Chłopak rzeczywiście chciał go rozbroić dokumentnie, bo rozkręcał na drobne wszystko co mu w ręce wpadło. Zawias jest typową glebą. Truck -4zw i trzypiórowe sklepane resory. Już bez silnika stoi nisko. Zobaczymy jak będzie
Łażę i myślę sobie, na co mi kolejny czasoumilacz. Złożyć go z powrotem to będzie trochę biegania. Ale skubaniec jest naprawę zdrowy (jak na swój wiek
). Podłoga szczelna (woda stoi na całej podłodze - nie wyciekła), progi jak dzwon. Chyba nie miał za dużo przejechanie – ocynki trzymają złoty kolor, nie są zardzewiałe. Wnętrze w niezłym stanie – proste czarne skajowe boczki, jasno szara podłoga, szare niezłachanie fotele. Na pierwszy rzut oka wszystkie elementy układanki są. Dobra. Biorę. Tejk maj many!
Przy pisaniu papierów miła niespodzianka. Pełna dokumentacja od pierwszego właściciela włącznie. Pan Janusz z Brwinowa kupił furę w eksporcie wewnętrznym. Dostałem oczywiście te niesamowite dokumenty świadczące o historii egzemplarza. Bomba! Tak więc jest to udokumentowany EKSPORTOW i mogę go tak bezkarnie nazywać! :D Skany wkrótce
Z ciągłości umów wiem, że jestem szóstym właścicielem (a pomijając pośredników właściwie czwartym użytkującym). Przebieg licznikowy 59tysięcy, powtarzające się na wcześniejszych umowach 54, 53kkm. Wyrwany pancerz linki prędkościomierza, ale plomba na nakrętce jest cały czas. Zweryfikuję przebieg po spotkaniu z pierwszym właścicielem. OC jeszcze ważne.
Teraz zapakowanie tego całego majdanu. Na szybko przykręcam drzwi chociaż na jedną śrubę, przywiązuję sznurkiem od snopowiązałki do słupków. Do środka pakuję masę części w kartonach, szyby, siedzenia, zderzaki. Niesamowite jaka jest objętość części niezamontowanych. Nadwozie owijam na ile mogę folią stretch. Modle się żeby nic ze środka nie wywiało i żeby nie padał deszcz. Umawiam szczegółowo lawetę i dogaduję miejsce gdzie można bezpiecznie zrzucić taką kupę luźnych części. Pod dom nie mogłem tego na razie zawieźć z uwagi na kombiaka i dupowozy na podjeździe i cały garaż zastawiony meblami.
Pold nie chciał za bardzo opuścić miejsca postoju. Heble trzymały, wał wbijał się w ziemię. Było jak się dowiedziałem trochę walki i zrytego podjazdu. Zgodziliśmy się z Łukaszem że sprzedający zazwyczaj pomaga żeby samochód go opuścił, a tu jakoś nie było widać takiej chęci. Pomimo posiadania traktora.
Wieczorem poldek został dostarczony na teren znajomego warsztatu-przechowalni. Na miejscu musiałem ściągać go samochodem, bo tylne heble stały na dębowo. Przykrycie plandeką i do domu.
Statystycznie mam szczęście do buraczkowego L46. To już czwarte EVO w tym kolorze.
//
Edycja linka bezpośrednio do 33sek YT