Wiadomo, jak wygląda sytuacja obywatela w stosunku do aparatu władzy. A w ostatnich latach, w porównaniu do złodzieja, który może wszystko, szczególnie jak jest bejem-alkoholikiem z tysiącem takich spraw, zanoszący sprzęt do lombardu za 1/10 jego wartości (stawiam pół litra, że tak będzie! Chyba, że złodziejem był sebek-przygłup) . Ale sprawy, jak widać, nie warto odpuszczać - ja bardziej bawiłem się w śledztwo, niż policja, ale po podaniu danych lombardu, numeru telefonu "kupca" zaczęli działać i wznowili sprawę. Do otrzymania mojej zabawki jeszcze daleko, mimo, że wiadomo, kto ją ma, i kto ją sprzedał. Jak na państwo absurdu - i tak nieźle
. Mam nadzieję, że odzyskam sprzęt.
W temacie: w moskwiczu naprawiłem ładowania (spalony regulator napięcia - efekt ponad 15V w instalacji, brak filtracji napięcia - przyczyna: majster co zabrał się za "naprawę" dał na przewody prądowe przewód 0,5mm2!). Dodajmy do tego konektory "zarobione" kombinerkami i ownięte na bogato taśmą izolacyjną, które "wypuściły" przewody po delikatnym szarpnięciu. Wyśmienity przepis na awarie. Po przywróceniu filtracji zasilania, nie tylko światła nie migają i elektryka nie szaleje, ale też silnik zaczął kulturalniej pracować. Napięcie książkowe 14,4-14,5 na wolnych obrotach. Na pewno pomogły w tym nowe przewody masowe 35mm2, klemy i ogólne ogarnięcie elektryki w komorze.
-Wspomaganie hamulców - serwo - zaczęło działać. Przyczyna - ponownie, głupota - taśma klejąca miała uszczelnić pęknięcie na ponad 30-letnim, fabrycznym, gumowym wężu. Dodatkowo opaska na kolektorze ssącym była w stanie agonii, więc serwo nie pracowało, a silnik ssał lewe powietrze, aż miło. Wymieniłem cały wąż, teraz nie trzeba deptać na stojaka po hamulcach, żeby auto hamowało. Pozostało dorobić trójnik do ekonomizera na desce. Poprzedni, skamieniały przewód igielitowy był - a jak! przyklejony dużą ilością taśmy izolacyjnej zawijanej "na krzyż" do pękniętego króćca na trójniku. OFC nie działał nic a nic, bo lewe powietrze zasysało przez te warstwy taśmy.
-Zrobiona elektryka lamp z tyłu - pocięty kabel masowy, łączony na skrętkę i łatany OGROMNYMI ilościami taśmy izolacyjnej, jakby miało to coś pomóc, miał mierne właściwości przewodzące
Do demontażu wszystkich kabli wystarczyła ręka. Po zarobieniu nowych konektorów, "dyskoteka" zniknęła, jest normalne oświetlenie.
-Zdemontowałem truchło bagażnika dachowego - pod mocowaniami liście magazynowały wilgoć, po dwóch dniach od mycia na myjni, po zdemontowaniu bagażnika, wszystko pod mocowaniami ciągle było mokre...
-Wymieniłem oświetlenie wnętrza na ciepłobiałe LED, a po umyciu części deski brud-purem, oraz lamp oświetlenia wnętrza, spod brudu wyłonił się jasno-brązowy kolor deski. Na zdjęciu przed myciem, festiwal tłuszczu i brudu. Nigdy nie widziałem tak usyfionej deski, myślę, że nie była myta nigdy, lub najwyżej parę lat po kupnie. Myślałem, że on ma ciemniejsze wnętrze, względem zdjęć w google, ale nie, to po prostu kilka warstw brudu. Góra deski po myciu zmieniła odcień na jaśniejszy, a szmata po myciu była czarna. Wykładzina wygląda jeszcze gorzej, bez dwukrotnego prania się nie obejdzie.
Deska to kawał dobrego designu, nie wiem, z kogo zżynali, ale udało im się. Wnętrze jest fajnie podświetlone - w środku są dwie "szerokie" lampki z łady 2107, umieszczone nad bocznymi szybami, przy cykor-łapkach z przodu
Równomiernie i silnie podświetlają wnętrze po montażu ledówek.
Zrobiłem też oświetlenie bagażnika, oderwany był jeden z przewodów i latał w błotniku, po jakiejś "naprawie", złączony do lamp tylnych. Służył jako dodatkowa masa. Ciekawe, po ilu "vistulach" był elektryk, który wymyślił sobie, że to będzie idealne źródło masy.
-Wymontowałem fabryczne radio "bylina" do przestrojenia. Wyświetlacz VFD w tak prymitywnym radiu robi wrażenie. Wada-jest monofoniczne.
-Naprawiłem nawiew - silnik nie widział od lat oleju na łożyskach. Po demontażu i przesmarowaniu dmuchawa śmiga aż miło, bez charczenia i ocierania o plastikową obudowę (wystarczyło wyregulować oba wirniki na osiach - przesunąć o milimetr, żeby nie haczyły o obudowę) a wymieniona nagrzewnica grzeje naprawdę wydajnie.
-Naprawiłem "długie" - nie działały przez korozję na konektorach przekaźnika. Trzymanie pod mokrą plandeką latami dało o sobie znać, większość konektorów wygląda źle i wymaga wymiany. Sporą część już wymieniłem i problem powoli znika.
-Wyrzuciłem druciarską instalację do wentylatora podłączoną "na krótko" - załączaną przez otworzenie maski i włożenie bezpiecznika, na przewodach pociągniętych w powietrzu do plusa akumulatora
Powód - brak masy na przekaźniku wentylatora chłodnicy. Fabryczny termowłącznik wymieniłem na sprawdzony EPS 87 - 82 stopnie. Nie ma już problemu z wentylatorem chłodnicy.
Zrobiłem moskwiczem dzisiaj około 50km, załatwiając codzienne sprawy. Zaczyna się jeździć jak normalnym autem, a nie zachwaszczonym grzybowozem. Po odblokowaniu termostatu powietrza (ręczna regulacja - był zablokowany od lat na ciepłym, dźwignia poddała się dopiero kombinerkom), odzyskał chęć do przyśpieszania. Pojawiła się jakaś dynamika, mechanizmy zaczynają przypominać sobie, co znaczy praca, a nie leniwy odpoczynek w akompaniamencie chrupania korozji i gnuśnieniu starych smarów. Trup zaczął wracać do żywych.
Zajebisty dźwięk silnika, i ogólny komfort jazdy motywuje mnie do dalszego dłubania przy tym aucie.
Wiem już, że zostanie u mnie na stałe, wrażenia z jazdy nieporównywalne do favoritki i innych demoludów, którymi jeździłem. Nie chce mi się z niego wysiadać, jestem trochę w szoku, inaczej sobie wyobrażałem ten samochód po opiniach z internetu. Znowu wychodzi na to, że nie ma sensu się nimi sugerować. Największym zaskoczeniem jest to, jak jest cichy, miękki i mega zwrotny. Dziury na Sosnowieckich drogach pokonuje bez problemu, przy czym jest stabilny. Jak na zawieszenie, w którym zupełnie nic nie było robione, a pewnie jest coś do zrobienia - nieźle. Amortyzatory "trzymają", nie są wylane, więc nie buja się jak grubas na karuzeli.
Spodziewałem się zupełnie czego innego, czegoś na wzór samary, ale gorzej wykonanego. Wykończenie wnętrza nie kładzie na kolana, materiały są takie sobie, ale do przeżycia, trochę gorsze od mojej carówki, ale na pewno lepsze od skody favorit z pierwszych lat produkcji, gdzie głupie usterki typu włącznik halogenów (trzymający się na cienkich blaszkach i chodzący jakbym nasypał do środka piachu-ocierający o wewnętrzne elementy przy włączaniu) łamie się i wpada do środka deski, czy siłownik schowka wyłamuje go i potrzeba dwóch osób do zamknięcia, czy "latająca" dźwignia kierunkowskazów po wnętrzu przez filigranowy plastik w środku, i brak jego wypełnienia (zrozumiałem wtedy, dlaczego dziadek znajomego miał szprychy rowerowe wtopione w kikuty manetki kierunkowskazów...) wkurzały mnie i rozgrzewały do czerwoności. Tutaj takich "wrażeń" na szczęście brak - dotykając czegokolwiek nie mam obawy, że zaraz to połamię. Nie zamierzam delektować się jakością otwierania schowka, machać drzwiczkami w te i wewte rozpuszczając się nad słabym spasowaniem luzu deska-drzwiczki, a jeździć tym, otwierając schowek wtedy, kiedy to potrzebne. Grunt, że deska podczas jazdy i na nierównościach nie skrzypi, bo to mnie denerwowało w tego typu autach, a tutaj tego nie ma. Miłe są niespodzianki w postaci nawiewu na nogi pasażerów na tylnych siedzeniach, czy pojemność bagażnika. Dziewczynie też się spodobał, a to najważniejsze, w końcu auto jest docelowo dla niej. Ale czuję, że będę go często "pożyczał"
Kompletuję elementy do montażu wtrysku, w przyszłym tygodniu mam w planie zacząć jego montaż. Następne w kolejce jest LPG.
Lista rzeczy "do zrobienia" w tym aucie skróciła się o 1/3
.