Niedawno pochwaliłem jazdę Polonezem, i w tej kwestii nic się nie zmieniło, bo lubię nim jeździć
Natomiast sam Polonez, brutalnie przypomniał mi, dlaczego zrezygnowałem z jazdy FSO na co dzień.
W czwartek, wracam po pracy, wsiadam - auto nie odpala, w ogóle nie kręci. Szybki rzut oka pod maskę, może kuna coś przegryzła, ale na szczęście nie, od czasu zamontowania zabezpieczenia Kemo, mam z nimi spokój. Uznałem, że może kostka stacyjki wyzionęła ducha ostatecznie. Wróciłem do domu autobusem, natomiast Polonez spędził noc na dworcowym parkingu. W piątek pojechałem z drugą całą stacyjką, podpiąłem ją - to samo, zero reakcji. W końcu popołudniu pojechałem z kolegą, i... auto odpaliło z zaciągu. Wysrał się rozrusznik po regeneracji. Przejechał raptem 10-11tyś km
Wczoraj znów odpaliłem auto w analogiczny sposób i pojechałem do kolegi na kanał, zamontować rozrusznik kupiony od kolegi Maćko
Dziś zawiozłem stary rozrusznik koledze do przejrzenia i naprawy w wolnej chwili. Gdy wracałem, wrzucam jedynkę na skrzyżowaniu, weszła z dużym oporem i coś zaczęło chrobotać, szybko dwójka - cisza. Trójka i czwórka bardzo ciężko weszły i znów coś chrobocze. Dźwięk jakby nawrzucać gwoździ do metalowego kubka i potrząsać. Ujechałem kilka kilometrów, niby wszystko w porządku, ale biegi raz wchodzą a raz nie, kilka razy musiałem ruszyć z dwójki bo jedynka w ogóle nie chciała wejść, innym razem wchodziła gładko. Trójka i czwórka zgrzytają cały czas, dwójka raz wchodzi gładko a raz muszę ją wrzucać na siłę. Zesrała się skrzynia ? Sprzęgło ? Jakieś łożysko ? Po zgaszeniu, nie odpalonym samochodzie wszystkie biegi wchodzą normalnie.
Ręce opadają. Prace przy Subaru się przedłużają, a nawet jak się skończą to zabieram się od razu za konserwacje tego wozu, żeby nie musieć kupować kolejny raz jakiegoś śmietnika do 1500zł na przeżycie zimy. Potrzebuję, żeby Polonez robił za daily, co najmniej do połowy września, a on postanowił sobie zastrajkować w najgorszym możliwym momencie