Wróciłem. Dopiero dorwałem się do komputera. Z długami, zmęczony, ale cały. Silnik mam w bagażniku, drugi dał radę bez problemów i poldek znowu jest jezdny. Całe szczęście, że udało się wrócić, bo nie wyobrażałem sobie kolejnej wyprawy po auto do tej dziury, czy po silnik...
Nerwy mam zszargane, po urlopie muszę sobie zrobić urlop, bo szczerze mówiąc, dawno się tak nie wykończyłem, jeżdżąc w tą i z powrotem na stopa. Komunikacja publiczna tam prawie nie istnieje, a jeśli uda się złapać autobus, podróż trwa 4-5 godzin na dystansie tych 230km.
Żeby było śmieszniej, miałem historię,w którą aż ciężko mi uwierzyć, a kosztowała mnie też sporo neuronów. Wypożyczyłem w Gorzowie Wielkopolskim w wypożyczalni auto, żeby móc czymkolwiek przewieźć bagaże z Międzyrzecza do Łukęcina, i uciec z tego cholernego hostelu do opłaconego domku. Do Gorzowa dojechałem na stopa, dotarłem do wypożyczalni na piechotę, i wypożyczyłem sobie toyotę avensis kombi z 2008 roku, jedyne auto wolne (wszystkie inne były zarezerwowane). Wóz jak wóz, myślę. Zauważyłem na początku, że jakieś łożysko pojękuje w skrzyni, ale auto pracowało normalnie. Gość powiedział, że ono ma tak od dawna i to normalne. Dobra, to wpłacam kaucję, opłacam, wsiadam i jadę. Po ledwie 40 kilometrach, jakieś 10 kilometrów od Międzyrzecza, jadąc z równą prędkością, jakieś może 100km/h, usłyszałem pierwszy strzał i straciły się biegi. To znaczy, wchodziły jakoś, bardzo ciężko, z międzygazem i podwójnym wysprzęgleniem dałem radę je zmieniać. Wstecznego niet. Dojechałem pod warsztat, zabrałem bagaże z poloneza, i dzwonię do wypożyczalni, że coś niedobrego stało się ze skrzynią/sprzęgłem. Właściciel stwierdził, żebym spróbował dojechać do Gorzowa, jeśli jestem w stanie poradzić sobie ze zmianą biegów. Dobra - nie miałem już siły, chęci i czasu odpuszczać i znowu się kisić w Międzyrzeczu. Skoro mam jechać, to jadę, piąty bieg, 80km/h, pedał gazu lekko muskałem, bo przy mocniejszym naciśnięciu zaczynały się nieciekawe odgłosy. Jakieś 5 kilometrów od Gorzowa usłyszałem "bum" pod autem, i sprzęgło, lub coś w skrzyni dosłownie się rozleciało. Brzmiało to mniej więcej, jakby wszystkie tryby ze skrzyni powypadały i sobie latały luźno i wesoło odbijały się od siebie. Patrzę, zjazd, Gorzów Północ, ten, na którym miałem zjechać. Dotoczyłem się na luzie do pierwszego skrzyżowania, udało się wbić dwójkę, i wlokę się autem przez ulice jakieś 20-30km/h, ściągając na siebie spojrzenia wszystkich przechodniów, widzących srebrnego trupa wydającego z siebie dźwięki na przemian szlifowania, grzechotania i tarcia metalu o metal. Rozleciało się kompletnie 200 metrów od wypożyczalni. Właściciel wyszedł, i o dziwo, stwierdził, że nie dziwi go to w tym modelu, i załatwił mi odwołaną z innej rezerwacji corollę (2006r). Nie chciał żadnych pieniędzy, kaucję zwrócił mi potem w całości, przeprosił tylko za dołożenie mi kolejnych przygód. Dopiero nią bez problemów dojechałem z bagażami do docelowego Łukęcina, w nocy (sporą obsuwę miałem przez tą awarię), ale na szczęście bez przygód. Padłem do łóżka, kolejny dzień zleciał w podróży pomiędzy miejscowościami oddalonymi o 230km
