Podłubałem w favoricie na drodze szybkiego ruchu podczas deszczu - Czescy inżynierowie zaprojektowali kostki do skrzynki bezpiecznikowej w formie trzpieni z trzema nacięciami, które wchodzą w konektory o okrągłym przekroju i dzięki temu nazwyczaj często tracą styk. Ruszając kostką przywróciłem co prawda wycieraczki i dmuchawę, ale zginęły światła mijania, i dojechałbym do domu na długich, ale przekaźnik od nich musiałem wyjąć z tego względu, że usterka fabrycznego pająka powodowała podczas włączania prawego kierunkowskazu załączenie jednocześnie długich. Leży u mnie już nowy pająk, ale rozsypał się w rękach jeszcze przed montażem, kiedy usiłowałem sprawdzić, czy rzeczywiście wąsy odpowiadające za powrót kierunkowskazu o grubości 1 milimetra są w stanie odbić kierunkowskaz i nie złamać się. Otóż, złamał się, i w sumie nie wiem jak ten problem ugryźć, bo pająk jest tak nietypowy, że montaż chociażby z malucha odpada. Dziadek kolegi w jego favorit miał wtopione szprychy rowerowe zamiast manetek i podobno dopiero ten patent jakoś działał na urywające się manetki. Na wąsy patentu nie miał, odbijał po prostu ręcznie jak w trabancie. Na forach skody też nie znalazłem rozwiązania. Niby można szukać oryginalnego pająka, ale śmiem wątpić, że wąsiki plastikowe brane "pod włos" wytrzymają długo, skoro siła, która jest wymagana żeby odbić kierunkowskaz jest dość duża, a wykonane są z takiego plastiku, który dość mocno się wygina i szybko łamie zmęczeniowo.

Po rozbiórce, przeczyszczeniu i dopchnięciu siłą i pospinaniu trytkami przewodów, żeby naciągnięte kostki pozwoliły chociaż na zaświecenie świateł mijania i uruchomienie kierunkowskazów, bez wycieraczek dojeżdżałem do skrzyżowań, aż w końcu kopiąc solidnie w skrzynkę bezpieczników przywróciłem je, co mi umożliwiło powrót do domu. Przed wejściem do wozu stwierdziłem wyciek płynu chłodniczego, będąc nieco zdziwionym, w końcu ostatnio wymieniłem plującą płynem chłodnicę wraz z zepsutym termowłącznikiem na nową - tym razem okazało się, że z nagrzewnicy zaczęło się lać, i to solidnie. Chciałem przyświecić latarką, ale przy próbie wydostania jej ze schowka zrezygnowałem (amortyzator pchający drzwiczki schowka do góry zaraz po kupnie wyrwał lewy zawias i raz mi się udaje go otworzyć, a raz się zablokuje na amen). Włączając kciukiem centymetrowy kikut kierunkowskazu, dojechałem szczęśliwie ten kilometr do domu. Także dzień pełen przygód i skoda, w trosce o moje zdrowie zapewniła mi parę dni dłubania pod blokiem - całe szczęście, bo ten zły polonez na złość nie chce się psuć i nie miałbym co robić
Przy okazji, jakby ktoś miał zębatkę licznika/licznik z favorit to chętnie przygarnę, bo nowych zestawów naprawczych napędu prędkościomierza już nie można nigdzie dostać, używane liczniki też je mają poukręcane bo to typowa przypadłość 120/favorit, a denerwuje mnie, że nie liczy kilometrów, bo przyzwyczaiłem się jeżdżąc na gazie zerować go przy tankowaniu...