przy jakimś zachodnim też bym zrobił, ale jednak czasem potrzebna jest wiedza i odpowiednie narzędzia, bo stopień skomplikowania ciągle narasta.Oczywiście nie mówię o starych autach do, powiedzmy, 2005 go roku.
Opowiem Ci historię, bo mam toyotę corollę verso z 2005 r.
Pewnego razu, jakoś w pierwszych miesiącach bieżącego roku, tuż po zatankowaniu gazu, wsiadam za kółko i... uuups... zero reakcji na moje próby uruchomienia.
Pierwsza czynność - nura pod maskę...
Diagnoza: przewód plusowy akumulatora prześniedział - nic wielkiego. Nie byłem przygotowany, ale do firmy miałem rzut beretem, więc temat ogarnąłem bez holowania i proszenia czyjejś łaski.
Ale potem - niespodzianka... klapa się nie otwiera. A klamka jest tam nie mechaniczna, lecz elektryczna, w formie stycznika. Na szczęście, projektant przewidział podobne usterki, ponieważ istnieje możliwość dostania się do tych piątych drzwi od wewnątrz i otwarcia ich mechanicznie.
Tak też uczyniłem, po czym zacząłem dochodzić, co tam nie łączy. Jeden pin okazał się zaśniedziały. Ha, myślę, mam cię! Dorobiłem nowy... składam wszystko z powrotem do kupy - a klamka dalej nie działa. No to dawaj wszystko na nowo rozpruwać... Na potrzeby tego tematu, zarejestrowałem się nawet na jakimś forum toyoty - ale nikt mi tam nie pomógł.
Wyszperałem gdzieś z netu natomiast jakiś anglojęzyczny schemat tego obwodu. I z bagażnika dolazłem po przewodach aż pod kierownicę, do jakiegoś modułu, który łączy się z tą klamką bagażnika.
W teorii wychodziło wszystko super - prąd wszędzie dochodzi, a po drodze same proste połączenia, bez jakichś opóźniaczy itp.
Niestety, co pięknie działało indywidualnie, nie działało w zespole - klapy nadal nie dało się otworzyć od zewnątrz.
Stwierdziłem w końcu, że mam to w dupie - w najgorszym wypadku wykosztuję się na elektryka, a na razie wymontuję kratkę i do bagażnika dostęp będzie przez kabinę.
Ale ponieważ nie lubię tak łatwo się poddawać, odpaliłem jeszcze sprzęta, bo moze prąd z alternatora powinien dojść, czy coś... no, nie wiem, nie znam się, ale trzeba próbować. No i też dupa - bagażnik jak zabity dechami. W tym momencie machnąłem już ręką, bo miałem dość. I jakież było moje zdziwienie, gdy na mieście, po przejechaniu kilku km, klapa bagażnika dała mi się od zewnątrz otworzyć, jakby nigdy nic nie było... i tak jest za każdym razem, gdy odłączy się akumulator w tym samochodzie - trzeba trochę pojeździć, żeby bagażnik dało się w cywilizowany sposob otworzyć.
I kolejny raz naszła mnie refleksja - co za czasy... Wszędzie brakuje tej siermiężnej prostoty - wszędzie wszystko coraz bardziej się komplikuje...