Opowieści dziwnych treści ciąg dalszy.
Wczoraj rzutem na taśmę zmieniłem świece w dusterze. Czas na to był już najwyższy, ponieważ podczas mocnego przyspieszania pojawiały się wypadania zapłonu.
Ostatecznie podarowałem sobie wymianę uszczelki pod pokrywą zaworów, ze względu na brak czasu.
Oczywiście z pozoru prosta czynność zamieniła się w zagadnienie, gdyż jedna śruba od kolektora wpadła mi za alternator i za fiksa nie mogłem jej znaleźć. W każdym razie znalazłem i poszło z górki.
Poprawiłem też gazownika, gdyż wg mnie trochę słabo poprowadził przewód podciśnienia - przewody od cewki zapłonowej były bardzo mocno wygięte, więc w przyszłości mogłoby je to uszkodzić.
Druga rzecz, która mnie poirytowała, to fakt, że gazownik dopierdolił kolektor ssący ile sił w łapach. Pytam się, po co?
A trzecia, to zauważyłem, że przewód faro przypiął do zaworkakierunkowago przy serwie hamulcowym

Jak widać, nikt nie jest idealny, nawet ci najbardziej polecani fachowcy...
A podsumowując całość operacji, doszedłem do wniosku, że szkoda sensu kosztować się na świece irydowe. Trzeba je wymieniać co 25-30 tys. km i basta. Wymieniałem świce w RIO po 35 tys. km. porcelanki z przedmuchami, a świce irydowe, longlife, wodotryski i inne "ch*"e-muje. W Dusterze, w zwykłych świecach po 40k km to samo. W jednej świecy od przedmuchów zrobił się rowek jak na podkładce wtrysku, jak w dieslu

No i kupiłem sobie dojazdówkę.